Poprzednia niedziela rozpoczęta od kanapek w Toasties.
Zmówiłam ich specjał: Crab Melt.
Kanapka była przepyszna! Z mięsem kraba, karczochami, parmezanem, sałatą, szalotkami i serem jack.
Sarah i Stephanie.
Jak patrze na nazwę tej ulicy, to zawszę widzę swoje imię;P.
Później rozdzieliłyśmy się z dziewczynami i ja pojechałam na Haight St.
T-shirt z pozoru fajny, na mnie wyglądał brzydko, a sukienkę nie wiem czemu przymierzałam skoro wiem, że w takim fasonie wyglądam tragicznie;).
Spędziłam chyba z godzinę w świetnym sklepie ‘papierniczym’ na Fillmore.
A po wizycie w tym sklepie miałam ochotę dekorować wnętrza;).
Francuska kawiarnia Cafe du Soleil. Bardzo ją lubię.
Canelle i cafe au lait z rozpływającym się sercem;).
We francuskiej kawiarni nie mogło zabraknąć buldożka francuskiego. Należał do chłopaka przede mną, ale upatrzył sobie jakiś punkt pod moim stołem i wpatrywał się w niego przez kilkanaście minut.
Czekając na autobus kupiłam loda o smaku masła orzechowego.
Nie ma nic gorszego od fotografowania loda, którego trzyma się ręce, nie wiem w ogóle czemu to jeszcze praktykuję…W takich momentach wolę też nie myśleć co sądzą o mnie przechodzący obok ludzie…