Anthony Bourdain- mój mistrz, od dawna inspiruje mnie w temacie podróży kulinarnych. Pięć lat temu razem z Jamiem Oliverem mocno przyczynił się do mojej decyzji odpuszczenia sobie pierwszych studiów i miał również wpływ na to, jak rozwinęły się moje zainteresowania. Nie chodzi też o sam fakt podróżowania i jedzenia, ja po prostu przepadam za jego osobą. Za sarkastycznym, uszczypliwym poczuciem humoru i nieapetycznymi żartami, za które czasami mam ochotę przybić mu solidną piątkę. Jest jedną z tych znanych osób, które wydają mi się tak bliskie, że bez poznawania ich wiem jakie są na co dzień;).
Od przypadkowego trafienia w czasach liceum na “No Reservations” i zainteresowania się programem, odwiedziłam wiele miejsc, w których jadał Bourdain, w różnych częściach świata. Kolejne sezony śledziłam mieszkając to tu, to tam, choć najwygodniej było oczywiście w Stanach, najlepiej czytając w przerwach programu komentarze Tony’ego na Twitterze haha.
Przez lata obejrzałam niektóre odcinki “No Reservations” po kilkanaście razy, chociaż wciąż nie widziałam kilku z finałowej serii. Z drugiej strony fajnie wciąż mieć coś przed sobą i unikać tej chwilowej żałoby, która przychodzi wraz z końcem ulubionego serialu czy programu;).
Całe szczęście, że zanim w ogóle nadszedł ostatni sezon “No Reservations”, pojawił się nowy program, “The Layover“. Tony przylatuje do jakiegoś miasta w ramach jak sama nazwa mówi- międzylądowania. Spędza w nim mniej więcej dobę i chociaż wszystko kręci się wokół jedzenia, odwiedza też miejsca z nim niezwiązane, poleca hotele, alternatywne atrakcje, mówi o dojeździe z lotniska do miasta i dzieli się innymi wskazówkami. “The Layover” zakończył się na dwóch sezonach, dwudziestu odcinkach. Jeżeli nigdy nie oglądaliście- oczywiście gorąco polecam.
Dlaczego piszę dzisiaj na ten temat?
W minioną niedzielę ruszył nowy program telewizyjny z udziałem mojego mistrza. O planach przejścia Anthonego Bourdain z Travel Channel do CNN przeczytałam dawno temu. I ucieszyłam się, że nie chodziło tylko o niego, a o przejście całej ekipy, z którą Bourdain współpracuje i podróżuje od lat. Kojarzę producentów i tych którzy stoją za kamerami. Z pewnością mają oni bardzo duży wpływ na efekt końcowy każdego odcinka, nie wszystkie pochwały należą się tylko panu Bourdain. Miło jest też obserwować jak zdjęcia w programie rozwijały się na przestrzeni lat.
A wracając do nowego programu, nazywa się “Parts Unknown“. Współpraca z CNN ma pomóc załodze dotrzeć do miejsc, do których niekoniecznie miałaby wstęp z Travel Channel. A mowa tu na przykład o Kongo. Nakręcenie tam odcinka było jednym z trudniejszych jakie przyszło zrealizować ekipie od początku wspólnej pracy. Jednak poza mało dostępnymi lokalizacjami, pojawią się też bardziej popularne, pokazane za to od innej, mniej oczywistej strony.
Kolejnym plusem CNN jest znacznie większy zasięg odbiorców, bo program nie jest transmitowany tylko w Stanach, w innych krajach równeż. Sama idea “Parts Unkown” jest bardzo podobna do dwóch poprzednich programów. Poznawanie kultury od strony kulinarnej, spotkania i rozmowy z ludźmi, przemyślenia Tony’ego i jego niezastąpiona narracja.
I teraz najlepsza wiadomość, “Parts Unkown” można oglądać za darmo w internecie! Pierwszy odcinek z Birmy znajdziecie TUTAJ.
Obejrzałam i nie zawiodłam się. Widać, że CNN wspomógł stronę techniczną, zainwestował w nowy sprzęt, bo zdjęcia są jeszcze lepsze niż były.
W najbliższą niedzielę Anthony odwiedzi Koreatown w Los Angeles i pokaże miasto od strony koreańskich imigrantów, odchodząc od tego, z czego LA jest światu znane.