W zeszły piątek pojechałam ze znajomymi do Atlantic City. Do tej pory miasto kojarzyło mi się przede wszystkim z jednym z odcinków Sex and the City, w którym Carrie, Miranda, Charlotte i Samantha wybrały się na weekend do Las Vegas wschodniego wybrzeża;).
Poza kasynami i plażą nie ma tam co zwiedzać (ani robić), ale był to dla mnie bardzo udany weekend.
Dawno się tak nie naśmiałam, a poranek na plaży był jednym z najfajniejszych jakie pamiętam.
Na miejsce dojechaliśmy przed północą.
Zatrzymaliśmy się u kolegi Benii, który odebrał nas z autobusu, zawiózł na chwilę do domu, a później pojechaliśmy do dwóch barów. Kiedy wróciliśmy była już gdzieś 3 w nocy, więc ktoś wpadł na pomysł, żeby w ogóle nie iść spać, tylko pójść na plażę zobaczyć wschód słońca i popływać w Atlantyku.
O 5:30 wyszliśmy z domu. Do plaży było z 200 metrów. Zabraliśmy ze sobą deskę surfingową i ‘piankowa’.
Wszyscy poszli pływać, ale ja najpierw musiałam zrobić pare zdjęć.
Skok przez falę;).
W końcu wszyscy wyszli z wody, a ja zostałam z Lukiem i wymieniając się deskami łapaliśmy fale. Było super. Nie, żeby było to jakieś nowe marzenie, ale musze zamieszkać kiedyś na jakiś czas w Australii, bo surfing to zdecydowanie byłby mój sport. Woda + deska + słońce + kulinarna strona Melbourne (bo o tym mieście myślę)…Dla mnie to kombinacja idealna, którą trzeba urzeczywistnić, najlepiej przed 30tką.
Ktoś przyniósł z domu prześcieradło i ok 7 położyliśmy się spać na plaży. Było cicho, spokojnie i nie za ciepło. Po 9 się obudziłam i poszłam dalej spać do domu, bo zrobiło się już za gorąco.
Ostatecznie wstaliśmy ok 15 i poszliśmy do restauracji znajdującej się kilka kroków od domu. Moim śniadanio-obiado-kolacją był wrap z grilowanymi warzywami i hummusem, kubańska kanapka i sałatka z krewetkami i awokado. Wszystkim wymieniłam/podzieliłam się z kolegą Benii i stąd ta różnorodność;)
Po jedzeniu poszliśmy na spacer nad morze.
Przed 18 wróciliśmy do domu, zabraliśmy rzeczy i pojechaliśmy na prawdziwe rodeo, ale o tym w następnym poście!