Na tegoroczne wakacje mam zaplanowane chyba najmniej ze wszystkich poprzednich lat. Początkowym planem było znalezienie wakacyjnej pracy w Graz, ale ponieważ ciągle nie mam wyników z uczelni, nie wiem jakie poprawki mnie czekają i kiedy, plan trochę się rozmył. Nie mam uknutej żadnej podróży, nie wiem też kiedy i gdzie dokładnie będę, ale lipiec i sierpień prawdopodobnie w większości spędzę w Polsce. Póki co w domu zagrzałam miejsce tylko na tydzień, bo z początkiem czerwca znowu wyruszałam do Austrii, żeby 6-tego czerwca znaleźć się z Benjaminem na ślubie jego znajomych. Nadarzyła się kolejna okazja do zwiedzania Austrii, bo impreza odbywała się pod Szwajcarią. Zrobiliśmy więc z tego trochę dłuższą wycieczkę i wyjechaliśmy dwa dni wcześniej. Odwiedziliśmy na krótko Innsbruck, ale przede wszystkim zależało nam spędzeniu więcej czasu w docelowym regionie Vorarlberg (najbardziej wysuniętym na zachód Austrii) i poświęceniu chociaż jednego dnia na chodzenie po górach.
Każdy miłośnik gór uzna położenie Innsbrucku za doskonałe. Zimą nie trzeba się nigdzie ruszać, żeby korzystać z uroków sportów zimowych, za to latem można w wolnym czasie można przemierzać kilometry górskich szlaków.
Podróż przez Tyrol wiąże się zawsze z dobrymi widokami.
Kiedy tunel ulega renowacji, trzeba czasem przejechać górą, w tym wypadku wiązało się to z wiazdem na 1800m. W Arlberg (region przed Vorarlberg) zatrzymaliśmy się na pierwszą noc w skromnym bed&breakfast.Późnym porankiem ruszyliśmy dalej na zachód, celem była wioska Gurtis, gdzie rozpczęliśmy wejście na górę Gurtisspitze.Gurtis zostawione w tyle.Zimą to miejsce zamienia się w stok narciarski.Na całej trasie nie spotkaliśmy ani jednej osoby, mimo że było to piątkowe popołudnie i długi weekend.
Szczyt Gurtisspitze wynosi 1778m. Zaczynaliśmy od wysokości 900m, więc podejście nie było aż tak duże, ale wejście i zejście mimo wszystko zajęło nam 5-6h.
Dopiero na takiej wysokości widać ile szczytów chowa się za pobliskimi górami.
Okoliczne wioski i miasteczka.
Z góry schodziliśmy od drugiej strony.
Jedyna chatka górska na trasia była już zamknięta, ale przygotowaliśmy sobie kolacje z tego co zabraliśmy ze sobą.
Tutejsze krowy pasące się w górach z zawieszonymi na szyi dzwonkami to widok, który nieustannie mnie cieszy.Kiedy zeszliśmy z góry, było już około 21. Niech długie czerwcowe dni nigdy nie przemijają!
Nie mieliśmy zaplanowanego noclegu, przewidywaliśmy spanie na dworze, ale na noc przed weselem przekimanie kilku godzin do wschodu słońca byłoby średnią opcją. Popytaliśmy w okolicznych gospodach, ale wszystkie miejsca były już zajęte. Ostatecznie skończyliśmy w jedynym w okolicy hostelu w miasteczku Feldkirch, skąd zacznę drugą część relacji.