Chociaż moja podróż rozpoczęła się w sobotę, to tak naprawdę dopiero dzisiaj poczułam, że spędziłam więcej czasu na lądzie niż w powietrzu i na lotniskach;). Po wylądowaniu wczoraj na filipińskej wyspie Luzon, od razu wsiadłam w autobus i pojechałam na północ. Cel był odległy o ponad 10 godzin, więc postanowiłam podzielić drogę na pół i zatrzymać się na noc w Baguio City, 300-tysięcznym mieście położonym w górach Kordyrliery Centralnej. Miałam w planie pochodzić po mieście, a później spotkać się z umówioną wcześniej Couchsurferką. Spacerując po centrum, przypadkowo doszłam do tętniącego życiem targu, czyli zazwyczaj mojej ulubionej części odwiedzanych miast. Fotografowanie sprawiało mi początkowo trochę trudności, bo ewidentnie rzucałam się w oczy i przykłuwałam uwagę wszystkich dookoła, co odbierało mi pewność siebie. Niedosyć, że jedna z niewielu białych w mieście, to jeszcze z dużym plecakiem i aparatem. Ludzie nie chowali się przed zdjęciami, byli mili, ale co chwilę ktoś coś do mnie mówił i ciężko było skupić się w tym zmieszaniu. Dzisiaj, po 24h spędzonych w Baguio czuję się już niemalże jak u siebie, ale muszę ruszać dalej w drogę, przede mną cała noc jazdy autobusem po krętych, górskich drogach.
Update: Autobus był zapchany, zostaję więc na noc w tym samym miejscu, zaraz obmyślam plan B i cieszę się, że przynajmniej spędzę noc w łóżku, bo niewiele takich ostatnio.
W pewnym momencie młoda dziewczyna spytała, czy może pochodzić ze mną po targu. Rozmawiałyśmy, a kiedy usłyszała moje plany na dalszą trasę spytała, czy jadę tam z mamą i tatą;). Potem przyszło zaskoczenie, że jednak nie jestem w jej wieku i nie mam 18 lat, jak myślała.
Balut, czyli kaczy embrion…Jeden z tych obrzydliwych smakołyków kuchni świata, które wielokrotnie oglądałam w podróżniczo-kulinarnych programach TV;). Zawsze sobie obiecywałam, że spróbuję baluta przy okazji wizyty na Filipinach i stało się to dzisiaj! Jednak będę musiała zjeść jeszcze jednego, żeby zrobić zdjęcia wnętrza;).