Obchodzę dziś ĆWIERĆWIECZE – jak to podkreśla mój młodszy przyjaciel, bo przecież 25 lat brzmi znacznie lżej, a on, 22-latek bez szacunku do starszych chcę podkreślić fakt, że istnieję już 1/4 wieku. I dobrze! Od tego roku zamierzam zaprzestać narzekaniu na swój wiek, bo możliwe, że w przeszłości mi się to zdarzyło. Zauważyliście, że na starość zaczyna się narzekać mniej więcej od 20tych urodzin? I później tak narzeka się przez kolejne 50. A starsi na ciebie patrzą i się śmieją, że nic nie wiesz o życiu.
Usunęłam wczoraj datę swoich urodzin z prywatnego profilu na FB. Mimo wszystko znalazła się grupka osób (pomijając rodzinę), która pamiętała o tej dacie, wiecie kto przede wszystkim? Koleżanki z podstawówki/gimnazjum! To ciekawe, bo ja też pamiętam datę urodzin każdej z nich, nawet jeżeli nie mamy za bardzo kontaktu i odzywamy się do siebie raz na rok. Nie pamiętam natomiast daty urodzin tych, którzy dzisiaj są moimi przyjaciółmi. Czyżby urodziny w podstawówce liczyły się dużo bardziej teraz? Chyba tak. Przynajmniej ludzi przynosili cukierki do szkoły i chodziło się na imprezy. Tak, teraz powinnam jeszcze napisać “wtedy to były imprezy…” i nie przyznawać się do tego, że obecnie nie chodzę na żadne. Chociaż przyznam szczerze, że świętowanie czegokolwiek słabo mi wychodzi i nie pamiętam zbyt wielu swoich urodzin. Raczej są mało udane (zeszły rok był wyjątkiem). Tak jak dziś. Zjadłam wczorajszą zupę i odmrożone ciastko. Pomyślałam sobie, że z okazji mojego dnia pomaluję sobie rzęsy i będę udawała ładniejszą, ale dzień szybko zleciał i był taki jak wczorajszy, bez pomalowanych rzęs.
Życzenia urodzinowe zawsze brzmią podobnie. I nie mam tu do nikogo pretensji, bo chyba tylko mojemu tacie chce się układać indywidualne wiersze urodzinowe. To ja się przyjrzę temu, co życzy się mi najczęściej:
PODRÓŻY- wiadomo, czego innego życzyć Uli, jak nie podróży? Tylko że ja bez tych życzeń chyba radzę sobie z nimi aż za dobrze. Każdy grosz idzie na podróże, nie mam czasu na podróże, bo w planie mam inne podróże, ale nia miałabym nic przeciwko, gdyby było ich jeszcze więcej. Niespodzianka.
ZDROWIA- biorę, zawsze się przydaje. Niby straszny banał, ale jak się psuje, to okazuje się, że jedyne czego chcesz, to wyzdrowieć. Póki co mam wrażenie, że katary, kaszle i gorączki omijają tylko mnie na tym przeziębionym kontynencie, ale któregoś dnia to się skończy. Będzie rak, cukrzyca, albo zawał, bo obwód mojej talii będzie dziesięciokrotnie przekraczał obwód bioder. Te zawsze są na 90. Ula- modelka, wiadomo.
SZCZĘŚCIA- szerokie pojęcie, ale mimo wszystko jest mi bardzo potrzebne, bardziej od podróży. Takie codzienne szczęście. A to wiąże się chyba z robieniem tego, co się lubi i byciu w miejscu, które się lubi. O, jeszcze ładna pogoda. Albo po prostu wystarczy nie wyszukiwać zmartwień tam, gdzie ich nie ma? Ha, łatwo powiedzieć. Trzeba się chyba urodzić bez genu D, jak depresja i mieć mózg, który ciągle się śmieje i do niczego nie dąży, bo ze wszystkim mu dobrze. W takim mózgu przegroda między dwiema półkulami to śmiejąca się bez przerwy jadaczka. Ja takiej nie mam. Mój ma pewnie przegrodę na kształt podkowy.
PIENIĘDZY- jak ktoś mówi, że nie dają szczęścia, to odzywa się druga osoba z argumentem, że bez nich nie można nic realizować. Prawda leży gdzieś po środku, chociaż bliższa jest mi pierwsza opinia. Chciałabym mieć to czy tamto i pojechać gdzieś, ale wiem, że na wszystko można zaoszczędzić, wolniej, szybciej i nie trzeba przy tym być bogatym. Jak się ma dużo pieniędzy, to nie można narzekać, bo innym się wydaje, że masz wszystko. Przesrane. Lepiej być biednym. Żartuje. Nie wiem. Sama nie rozumiem czasami swojego podejścia do pieniędzy, bo np. za 10 funtów polizałabym chodnik, ale za 1mln funtów nie cofnęłabym się do początku liceum, żeby przechodzić przez to jeszcze raz. Po prostu udawałabym, że nie dostałam takiej oferty, ha!
SPEŁNIENIA MARZEŃ- to wychodzi mi całkiem dobrze, bo tak jakby wszystko co sobie na poważnie postanowię, z czasem realizuję. W takim razie chcę, żeby spełniły się moje kolejne marzenia, chociaż chyba źle to sformułowałam, bo przecież trzeba samemu je spełnić. Serio? O nie, to się poddaję, wolę nic nie robić i mieć zakwasy od leżenia cały dzień na łóżku. Spełniajcie się same.
A na koniec wierszyk od mojego taty, które napisał ich dla mnie już tyle, że nie mam pojęcia jak udaje mu się wymyślać nowe dla jednej i tej samej osoby;).
Dwadzieścia pięć lat
Jak bilans zysków i strat
Wymusza podsumowanie
Oj nauka na minus a na plus pływanie
W domu, w szkole igraszki
Ale też smutki, porażki
Jak mamę opuszczam i pieski
To płyną nawet dwie łezki
Ale świat mnie porywa
W podróży jestem szczęśliwa
Poznaję ludzi przez blog
W Birminghamm jeszcze rok
A potem te kuchnie świata
Tkwić w miejscu to jest strata
Kocham te kontynenty
Dla nich gromadzę centy…
Dziś dla Ulci jubilatki
Biją serca brata, ojca i matki