Menu
Historie / Podróże / Życie

Cztery lata nietypowych Świąt Bożego Narodzenia.

Nie chce mi się wierzyć, że odkąd zaczęłam prowadzić bloga (a trwa to już 5 i 1/2 lat), tylko raz spędziłam Boże Narodzenie w domu, w 2008. Tyle odwiedzonych miejsc, przygód, doświadczeń, nawiązanych znajomości, a ja mogłabym przysiąc, że minął co najwyżej rok.
I nawet ta ostatnia Wigilia spędzona w domu nie była do końca tradycyjna, bo wymyśliłam, że menu będzie zawierało dania kilku kuchni świata i pominęliśmy zwyczaj obdarowywania się prezentami.
Od tamtego czasu Boże Narodzenie spędziłam w San Francisco, Nowym Jorku, Birmingham i Melbourne. Nie żałuję, że nie było mnie w domu, bo mimo wszystko miałam stały kontakt z rodziną, “wpadałam” na domową Wigilie przez Skype i czułam się jakbym była obok. Poza tym dzięki temu, że cztery ostatnie święta wiązały się dla mnie z nietypowymi lokalizacjaim, pamiętam co robiłam w każdy z tych dni i pewnie zostanie to w mojej głowie jeszcze na długo.
Ale w tym roku cieszę się bardzo, że mogę znów uczestniczyć w przygotowaniach, obmyślać i tworzyć świąteczne menu i w końcu po kilku latach spędzić ten świąteczny okres z rodziną.

A teraz małe przypomnienie tego, gdzie byłam, kiedy mnie nie było.

2009, Kalifornia

Na Wigilię zaprosiła nas mieszkająca w Palo Alto, siostra mojego host taty. Nie było ciepło, ale w ogrodzie rosły mandarynki, co już odbiegało “trochę” od grudnia, do jakiego byłam przyzwyczajona. Na miejscu zebrała się większa rodzina, więc atmosfera była bardzo ciepła i świąteczna.
A później noc z 24 na 25, czyli moment dla św. Mikołaj na zakradnięcie się do domu przez komin i zostawienie prezentów pod choinką… Oglądając od dziecka świąteczne amerykańskie filmy, zawsze byłam ciekawa jak to jest dostawać prezenty w poranek pierwszego dnia świąt. No i w końcu się przekonałam. Pewnie inaczej wyglądałoby to z perspektywy bycia dzieckiem, ale mogłam popatrzeć na podekscytowaną małą Kylie.
Zastanawiam się, którą tradycję wolę i ciężko powiedzieć… to nasze siadanie przy choince po kolacji wigilijnej ma chyba w sobie trochę więcej magii.

 

2010, Nowy Jork

Moja host rodzina spędzała święta w swoim drugim domu, w Connecticut, ale ja wolałam zostać sama w mieście. Za dnia wybrałam się na Greenpoint i w restauracji Łomżynianka zjadłam całkiem smaczny barszcz z uszkami. Popołudniu, kiedy w Polsce było już po Wigilii, zadzwoniłam do domu i oglądałam rodzinę siedzącą przy stole przez Skype. Z kolei wieczorem pojechałam na Brooklyn spotkać się z Soe. Zjedliśmy pyszne kanapki banh mi w jego okolicy i wybraliśmy się na Dyker Heights, zwariowaną dzielnicę słynącą z przesadnie udekorowanych domów. Późnym wieczorem spotkaliśmy się w barze z trójką znajomych, a potem jeździliśmy autem po Brooklynie i słuchaliśmy muzyki. W środku nocy Soe odwiózł mnie do domu. Rozmawialiśmy po drodze, żartowaliśmy, ale ja cały czas z zachwytem wpatrywałam się w to, co mieniło się za szybą i myślałam sobie, że wyjątkowo pięknie wygląda Manhattan w tą bożonarodzeniową noc…

 

2011, Birmingham

To miały być najbardziej nieudane święta mojego życia. Nie pojechałam do domu z oszczędności i nastawiałam się, że święta przesiedzę zamknięta w swoim pokoju. I przy całej mojej niechęci do Birmingham, te święta były chyba najlepsze. Wstałam 24 grudnia, poszłam z Champem na zakupy, a jak w południe weszłam do kuchni, to nie wyszłam już niej do wieczora, do czasu kolacji, którą ze znajomymi zorganizowaliśmy na moim piętrze. Każdy przygotowywał coś typowo świątecznego dla swojego kraju. Z laptopa leciała muzyka, co jakiś czas ludzie wpadali w odwiedzinach, a później do gotowania dołączyli moi znajomi z Malezji i atmosfera przygotowań świątecznych była całkowicie rodzinna.
Na stole zebrały się dania fińskie, holenderskie, włoskie, chińskie, malezyjskie, brytyjskie i mieliśmy prawdziwą ucztę. A po pierwszej Wigilii zaliczyłam z Champem jeszcze następną, w drugim budynku akademiku, w towarzystwie Litwinów i kilku innych znajomych. Nie chciało nam się kończyć tej nocy i poszliśmy spać nad ranem, a ja śmiałam się do siebie, że jeszcze kilka dni wstecz wyobrażałam sobie te święta jako jeden wielki dramat.

2012, Melbourne

Najbardziej egzotyczna z dotychczasowych lokalizacja, początek lata, ale raczej mało spektakularne święta, głównie dlatego, że byłam sama. Za późno zaplanowałam kilka rzeczy i nie udało mi się zatrzymać u nikogo na Couchsurfingu, więc na czas pobytu w Melbourne zatrzymałam się w hostelu. A ten był ogromny, sprawiał wrażenie fabryki łóżek, a nie przytulnego miejsca, gdzie z łatwością zawiera się nowe znajomości. Pamiętam, że w dzień Wigilii temperatura dochodziła do 35’C i przy ilości słońca jaka jej towarzyszyła, nie miałam zamiaru się smucić. W dzień Wigilii wybrałam się na targ Queen Victoria Market, żeby zrobić zakupy na moją świąteczną kolacje. Kupiłam kilka produktów, które bardzo lubię i nie wymagały większego gotowania, a potem jedząc na dachu hostelu owoce morza, niekoniecznie tęskniłam za karpiem. Po kolacji czekał mnie już tylko leżak i wygrzewanie się na słońcu. 

Ostatni świątecznt akcent tego posta, to moja Christmas playlista na Spotify.

Wesołych Świąt!