Zupełnie zapomniałam, że nie dodałam posta z ostatniego dnia w Edynburgu. Udałam się wtedy na samotny spacer, bo Benjamin musiał nadrobić godziny w pracy. Chociaż pogoda była paskudna, zmieniała się co dziesięć minut reprezentując wszystkie pory roku, to wylądowałam w części miasta, która spodobała mi się najbardziej z tych, które widziałam w Edynburgu. Pochłonęło mnie robienie zdjęć, dzięki czemu uciążliwa pogoda zeszła na drugi plan.
Kolejnym celem był Fettes Collage. Szkoła wygląda jak Hogwart i rzuca się w oczy z daleka, bo już samo jej położenie robi wrażenie.
Wielka, mroczna, metalowa brama skuta łańcuchem na froncie oddziela Hogwart od świata mugoli.
Fettes Collage jest jedną z najlepszych, najbardziej prestiżowych prywatnych szkół w UK. Semestr w niej kosztuje do 10tys funtów, a większość uczniów mieszka w internatach na terenie szkoły. Co ciekawe, szkoła powstała w 1870 i początkowo miała służyć edukacji sierot i biednych dzieci. Jej twórca chyba nie byłby zadowolony z obecnego cennika.
Wróciłam trochę inną drogą i znowu znalałam się w zacnej okolicy.
Wspominałam w jednym z postów, że zatrzymaliśmy u Małgosi z The Fleeting Day i jej męża Kuby na czas ich podróży do Chile. Wrócili dzień przed naszym wyjazdem więc na koniec mieliśmy trochę czasu, żeby wreszcie się poznać. Zdążyłam się u nich zadomowić i w ostatni wieczór zajęłam się przygotowaniem kolacji dla naszych przemiłych gospodarzy.
W noc przyjazdu Kuba opowiedział nam jakąś historię związaną ze szkockimi teacakes, a ja nie wiedziałam o jakie ciastka chodzi. Następnego dnia przybył z dwoma opakowaniami Tunnock’s, które są klasykami w tej kategorii. Kruchy spód, warstwa pianki marshmallow, a to wszystko oblane mleczną czekoladą. Jak można sobie wyobrazić, są bardzo słodkie. Przypomniały mi odrobinę niemieckie Dickmanny, ale są lepsze!
Tunnock’s teacakes powinny się znaleźć w Waszych pamiątkach przywiezionych ze Szkocji!