Menu
Food

‘Don’t cross the bridge till you come to it’.

Szkoda, że pierwsza część planów na ten tydzień nie wypadła tak, jak to sobie wymarzyłam.
Timowi nie udało się dotrzeć do San Francisco we wtorek. Z Florydy doleciał do Houston, ale wszystkie loty do SF były pełne i musiał wrócić do domu. W środę spróbował ponownie i tym razem nie było miejsca w samolocie do Houston, więc poleciał do Nowego Jorku i dopiero stamtąd do SF, latając z jednego końca USA na drugi;). Cała podróż do/z Kalifornii zajęła mu prawie 3dni, przeleciał jakieś 15tys kilometrów, a widzieliśmy się tylko 24h… To zdecydowanie za krótko….
Zdjęcia które zobaczycie, oparte będą na jedzeniu, bo praktycznie nic innego poza próbowaniem dań z “listy”, nie udało nam się zrobić;).


Po 14 odebrałam Tima z lotniska i pojechaliśmy do miasta. Hostel znajdował się w Mission, więc zjeść wypadało właśnie w tej okolicy. Wybraliśmy się na carnitas taco (z wieprzowiną) do La Taquerii.

Przeciętna, tania meksykańska restauracja, z jedzeniem dobrej jakości.

Pyszne! Do pełni szczęścia brakowało mi tylko guacamole.

Meksykańskie piwo jako dodatek do tacos.

Mumin ze mnie, wiem :P.

Z La Taquerii poszliśmy do Truly Mediterranean na lamb shawerma, pochodzącą z Bliskiego Wschodu baraninę zawijaną w chleb pita. Oczywiście bardzo smaczne.

Po dwóch (niewielkich) posiłkach poczuliśmy się najedzeni i niedługo potem wróciliśmy do hostelu.

Widok z okna w hostelu może nie zachwyca, ale sam hostel był bardzo w porządku;).

Dalsza część relacji jutro, dodana prawdopodobnie już z San Diego;).