Jednym z najbardziej pozytywnych punktów naszej wizyty w Kioto było miejsce, w którym się zatrzymałyśmy. Na kilka tygodni wcześniej udało mi się znaleźć nocleg u Couchsurfera, który już po ilości i treści referencji na swoim profilu wydawał się dość niezwykły. Shoji, to 49-letni farmer, zna angielski na poziomie początkującym, a mimo to nic nie powstrzymuje go od nawiązywania kontaktów z ludźmi z innych krajów. Przyznał, że wiadomości od Couchsurferów tłumaczy najczęściej z Google Translate, w tym samym programie pisze odpowiedź po japońsku, tłumaczy na angielski i wysyła.
Jeżeli już samo goszczenie obcych ludzi wydaje Wam się dziwne, wyobraźcie sobie, że Shoji udostępnia dla nich cały dom. Z żoną i córkami mieszka w innym miejscu, a zamiast wynajmować drugi dom i mieć z niego dochód, zamienił go na nocleg dla podróżujących i dokłada do interesu z własnej kieszeni. Kiedy zgodził się nas ugościć, w jednej z kolejnych wiadomości dostałam wskazówki jak dostać się do CS House, z informacją, że klucz będzie przyklejony taśmą do spodu skryznki na listy. W każdej chwilii mogą przyjechać inni Couchsurferzy, dlatego klucz pozostaje zawsze w tym samym miejscu.
Był to tradycyjny japoński dom, z przesuwanymi drzwiami, matami tatami na podłogach, meblami, materacami i łazienką w japońskim stylu. Buty zostawia się tuż przy wejściu i chodzi boso. Tylko ściany nie wyglądały zwyczajnie, bo pokryte były podpisami, rysunkami i podziękowaniami zostawionymi przez ludzi z całego świata. Ciągle zawieszałyśmy na nich wzrok i ciągle odkrywałyśmy jakieś nowe. To było chyba w tym domu najbardziej niesamowite.
Shoji twierdzi, że od początku od kiedy gości Couchsurferów (2008 rok jeśli się nie mylę), zatrzymało się u niego ok. 1500 osób. Ma założony kalendarz, w którym zapisuje terminy i odmawia, jeśli danego dnia zatrzymuje się za dużo podróżujących. Zagląda do CS House wieczorami w dni, kiedy pojawia się ktoś nowy. Ma bardzo zabawny sposób bycia, mówi w śmieszny sposób i chyba nie zapomnimy z Bzu jego min, angielskiego brzmiącego jak japoński i reakcji w różnych sytuacjach.
Kiedy pierwszej nocy szłyśmy spać, w domu byłyśmy same, ale z rana okazało się, że późnym wieczorem dotarła jeszcze para z Kalifornii. Przegadałyśmy z nimi większość czasu spędzonego w domu, a w ostatni wieczór dołączyły do nas jeszcze dwie Niemki. Shoji wspominał, że największa liczba osób, jaka zatrzymała się w CS House, to kilkanaście osób. Nie wiem gdzie się pomieścili, chyba jedna osoba spała na drugiej, ale pewne jest, że nikt nie zapomni domu z Kioto, który znakomicie oddaje ideę Couchsurfingu.
Shoji dostał od nas Żołądkową Gorzką, a przez innych gości z Polski w przeszłości znana była mu już Żubrówka.
Bzu zadbała, żebyśmy po sobie ślad.
W kolejnych postach zobaczycie więcej zdjęć z Kioto.