Menu
Podróże

Durian, the king of fruit.

W ostatnią noc, podobnie jak w drugą zrobiłam dla Tima i Gideona kolację.
Zanim pojechałam z Timem do sklepu po składniki, w naszej rozmowie wyszło, że od zawsze chcieliśmy spróbować duriana, najbardziej śmierdzącego owoca na świecie. Durian jest bardzo popularny w krajach Południowej Azji, a spożywanie go w wielu miejscach publicznych jest zakazane ze względu na odór jaki wytwarza.
Tim wiedział gdzie go kupić, uznaliśmy więc że to jest TEN dzień i czas go spróbować.

Pierwszy kawałek owoca był zaskakująco dobry i bardzo aromatyczny. Durian ma całą gamę smaków, ciężką w ogóle do rozpoznania.
Drugi kęs był już gorszy i z trudem go przełknęłam.
Przy trzecim kawałku zebrało mi się na wymioty w trakcie żucia i ostatecznie wyplułam go.
Czwarty kęs wyplułam natychmiast po tym, jak wsadziłam go do ust, bo był nie do zniesienia.
Nie wiem do końca co było tak odrzucające, pod koniec ten owoc smakował jak mięso i sto innych rzeczy, a smak miał tak silny, że był po prostu nie do przełknięcia. Tim i Gideon mieli takie same wrażenia.
Podobnie też było z zapachem. Kiedy wróciliśmy do mieszkania wsadziliśmy resztki do plastikowej torby na zamek i wsadziliśmy do lodówki. Po niedługim czasie mieszkanie zaczęło tak śmierdzieć, że musieliśmy się go pozbyć;).


Grzanki z domowym pesto i mozarellą.

Tim i Gideon nigdy nie mieli do czynienia z polską kuchnią, więc kupiliśmy pierogi (są praktycznie w każdym markecie) i usmażyłam do nich cebulę. Tutejsze pierogi ruskie są bez twarogu, ale w smaku były bardzo podobne do tych polskich mrożonych.

Tim strasznie się ucieszył, kiedy w lodówce sklepu znalazł Kimchee. Tym bardziej, że było bez naklejki, czyli domowej roboty. Tim kilka tygodni temu wrócił z Korei Południowej i kimchee serwowano tam praktycznie na każdy posiłek. To sfermentowana kapusta w sosie, przyprawiona na ostro. W smaku przypomina trochę naszą kapustą kiszoną.


Gideon po zobaczeniu duriana w kuchni zastanawiał się czy to na pewno owoc, a nie jajo dinozaura;).


Tim.

Durianem zajęliśmy się na drugi dzień. Oboje założyliśmy rękawiczki i wyszliśmy przed blok, bo nie wiedzieliśmy jakiego smrodu się spodziewać.


Miąższ miał konsystencje budyniu.

Z początku zapach nie był silny, ale z czasem stał się intensywniejszy.

To już po degustacji. Nie udałoby mi się zjeść całego duriana choćby nie wiem ile mi zapłacono;).

Moje wakacje dobiegły końca…
Pozostało mi jeszcze kilka godzin w Atlancie, ale wieczorem będę już w San Francisco.
Szkoda, że czas tak szybko zleciał, ale przed Wami obszerne relacje z Atlanty.