Tempo Puerto Escondido jest mocno spowolnione. W 30’C, wysokiej wilgotności i nieistniejącej klimatyzacji normalne funkcjonowanie nie przychodzi z łatwością. W momencie wyjścia z domu masz już spocone czoło, po kilkunastu krokach pod górkę mokre masz też plecy. Słońce pali i znowu dzień wydaje się cieplejszy od poprzedniego, choć temperatura dobija jakby do maksymalnej.
Środek dnia to pora do schowania się przed życiem, najlepiej w cieniu, bujając się w hamaku, albo w pomieszczeniu z wentylatorami wiejącymi z trzech różnych stron.
Ciężko wymyśleć zajęcia i atrakcje na tę porę dnia, bo jeżeli nie masz nic do załatwienia, to z największą przyjemnością nie robisz nic.
I tak też mniej więcej wyglądało pięć dni spędzonych z Bzu. Spowolnione tempo, odpoczynek od odpoczynku, wyczekiwanie zachodu słońca i radość z każdego powiewu wiatru niosącego ze sobą więcej energii. Nie było spinania się na zwiedzanie, było wolne spacerowanie, panierowanie piaskiem na plaży i ekscytowanie się łykiem zimnego napoju.
Oto druga z trzech porcji zdjęć, ale dzisiaj zaczynam też sklejanie filmików z pobytu Bzu, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Written by
Ula
Jeden z zachodów słońca na plaży.
W dzień św. Patryka, mój kumpel z Anglii, Jack zaprosił nas do swojegi hostelu na grilla z okazji tego święta.
W towarzystwie nie zabrakło prawdziwego Irlandczyka, kiedy przyszłyśmy Martin świętował już od kilku godzin.
Końcówka na leżaku z Coroną w ręku.
Further Reading...
Another Sunday with Julia.
October 20, 2010Wizyta na targu Queen Victoria i moja wigilia w Melbourne
January 24, 2013Doświadczenie z Couchsurfingu w Japonii
September 17, 2012
Previous Post
Moja pierwsza deska surfingowa
Next Post