Menu
Eko / Less waste / Życie

Dzień Ziemi i refleksje z nim związane

Obudziłam się wczoraj w niesamowitych okolicznościach przyrody. Otoczona śniegiem, a jednocześnie wyjątkowo ciepłymi jak na tę porę roku promieniami słońca, siedziałam na trawie z widokiem na znany w tym regionie lodowiec Dachstein.
Pamiętałam, że jest Dzień Ziemi więc poza ogromną radością i wdzięcznością z otoczenia, ciężko było odciąć się od głębszej refleksji na temat stanu naszej planety, nawet jeżeli w tym miejscu wydawała się być nie do ruszenia.

Siedząc tam czułam, że muszę wydobyć z siebie przepraszam, bo jest mi źle z tym, że jako najbardziej rozwinięty gatunek, daliśmy sobie prawo do zawładnięcia tą planetą i zepchnięcia wszystkich innych mieszkańców Ziemi na dalszy plan. Zapomnieliśmy, że nie było nas tu od początku i że planeta świetnie sobie bez nas radziła. Że być może wcale nas nie chciała, a już na pewno nie potrzebowała. I może zgodziła się dać nam dom, bo nie podejrzewała, że całkowicie się od niej odwrócimy, a z każdym kolejnym rokiem istnienia będziemy wyrządzać jej coraz większą krzywdę?
Moje poglądy są bardzo dalekie od antropocentryzmu i stawiania człowieka w centrum wszechświata. Na dobrą sprawę są niemalże dokładnie po drugiej stronie. Bo im dłużej żyję, tym zdecydowanie bliższa jest mi idea, w której człowiek nie ma pierwszeństwa przed innymi gatunkami żyjącymi na Ziemi.
A w dzisiejszych czasach, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, harmonia interesów przyrody, gospodarki i społeczeństwa powinna należeć do naszych priorytetów. Prowadzenie takiego życia, żeby w jak najmniejszym stopniu szkodzić innym. Bo patrząc na ilość szkód wyrządzanych Ziemi jest to zwyczajnie naszym moralnym obowiązkiem. Jesteśmy pierwszym pokoleniem, który ma niemalże nieograniczony dostęp do świata i chociaż wspaniale się z tego korzysta, to jesteśmy też coś winni w zamian.

Własna wygoda a środowisko

Większość naszych codziennych działań i wyborów, które nie mają nic wspólnego z byciem przyjaznym środowisku nie bierze się z tego, że jesteśmy zwyczajnie źli i mamy zły zamiary, ale z braku świadomości i myślenia przede wszystkim o sobie i swojej wygodzie. Tak po prostu skonstruowany jest nasz świat świat – na realizowaniu ludzkich potrzeb i ułatwianiu nam stopniowo życia, nawet jeżeli jednocześnie oznacza to utrudnianie życia przyrodzie. Nikt nigdy nie powiedział, że nie kocha przyrody. Uwielbiamy ją wszyscy, podkreślamy jej wyjątkowość i to, ile dla nas znaczy. A potem wracamy do swoich przyzwyczajeń i działań, które z miłością do natury nie mają wiele wspólnego.

Znacznie łatwiej jest wydać 20zł na t-shirt z sieciówki niż 150zł na wyprodukowany lokalnie. Niesegregowanie śmieci jest prostsze i nie trzeba szukać po okolicy przydzielonych do tego pojemników. Łatwiej jest wyjść z zakupów z plastikowymi torbami, zamiast pamiętać o zabraniu swoich. Przyjemniej jest mieć świadomość, że można zjeść wszystko, zamiast szukać alternatyw w produktach roślinnych. Podróż jest znacznie bardziej ekscytująca, kiedy za 100zł możemy dolecieć na koniec Europy, zamiast dojechać pociągiem do innego miasta.

Często czytam w internecie, że na zrobienie czegoś dodatkowego dla przyrody mogą sobie pozwolić tylko ci, którzy mają czas, pieniądze, młodzi, bezdzietni, ludzie o wolnych zawodach i nie wiem co jeszcze. Ciągle szukamy wymówek dlaczego nie możemy się bardziej postarać i dlaczego innym jest łatwiej. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że moglibyśmy odrobinę skomplikować sobie życie. Ma być przecież jak najlepiej dla nas, o środowisko niech dbają inni.

A gdyby tak własną wygodę coraz częściej zamieniać na dobry uczynek dla otaczającego nas świata? Podnieść śmieci na ulicy, ograniczyć wykorzystanie plastiku w domu, zrezygnować z kolejnego krótkiego wypadu na drugi koniec świata. A może chociaż pominąć tą nieszczęsną słomkę w napoju, która od zeszłego roku jest tematem wielu dyskusji związanych z ograniczeniem zużycia plastiku na świecie.

Bakterie Cię nie zabiją, czyli ludzka obsesja na punkcie sterylności

Wydaje się, że z każdym kolejnym pokolenie jesteśmy coraz bardziej przewrażliwieni na punkcie sterylności. Najlepiej gdyby na każdym kroku zawieszony był antybakteryjny żel do rąk i co minutę moglibyśmy pozbywać się zagrażających naszemu życiu bakterii. Gdyby każde warzywo zapakowane było w plastik , żeby czasem ktoś inny go nie dotknął zanim zrobisz to Ty. Oh, wait, to akurat rzeczywistość i sposób sprzedawania warzyw wielu supermarketów. Choć tutaj dochodzi też kwestia jakości i tego, że nikt nie lubi wadliwie wyglądających produktów, więc trzeba również warzywa i owoce trzeba chronić dzisiaj opakowaniem.

Nikt nie ma wątpliwości, że zasady higieny i bezpieczeństwa żywności są do pewnego stopnia konieczne, bo inaczej epidemie byłyby naszą codziennością. Myślę jednak, że to, co konieczne zostawiliśmy już dawno temu w tyle, a ciągle kierujemy się w stronę przesady. Nie dlatego, że coś naprawdę zagraża naszemu życiu czy zdrowiu, ale dlatego, że coraz więcej nas obrzydza.
Temat ten najbardziej dotyka produktów spożywczych i zbędnych opakowań. Przekroczenie daty przydatności do spożycia równa się dla wielu z wyrzucaniem żywności. Nie wystarcza, że jednorazowe sztućce są z plastiku, muszą być jeszcze zapakowane w plastik. Mięsożercy naszego pokolenia, tolerują przede wszystkim najlepsze kawałki, z obrzydzeniem mówiąc o tym, co nie jest piersią, stekiem lub filetem. W Stanach chyba nikogo już nie dziwi widok piersi z kurczaka wielkości trzech przeciętnych, skoro jest to główny użytek drobiu. Gardzimy kulturami w których robi się użytek w kuchni z całego zwierzęcia i marnuje jego minimalne ilości. Skoro już zabijać dla pożywienia, to czy przykładem większego szacunku nie jest jego całkowite wykorzystanie?

Wyjście poza własne przyzwyczajenia i strefę komfortu

Większość podejmowanych przez nas wyborów, to następstwo naszych przyzwyczajeń. Gdyby ktoś tylko zwrócił nam uwagę i podał dobry argument, a później może jeszcze raz powtórzył, prawdopodobnie przy następnej okazji postąpilibyśmy inaczej. Od zawsze staram się to robić we własnym otoczeniu i lubię, kiedy ktoś zwraca mi uwagi na rzeczy, których sama nie zauważam. Drobny przykład z ostatnich miesięcy – wystarczyła jedna uwaga kolegi z pracy i komentarz, że produkcja folii aluminiowej wiąże się ze sporym śladem węglowym, a ja ograniczyłam jej użycie w pracy i domu do zupełnego minimum zastępując alternatywami.

Nieco łatwiej wprowadzać nowe przyzwyczajenia, ciężej wychodzić poza własną strefę komfortu, która na przykład wiąże się z tym, że musimy przeskoczyć barierę brzydzenia się czymś. Mam wrażenie, że rzadko staramy się z tym walczyć, za to szukamy potwierdzenia u podobnych osób, że to jak najbardziej w porządku. Czasem jeszcze bardziej podnosimy sobie poprzeczkę tego, co jesteśmy w stanie zaakceptować.
Mam w swoim otoczeniu mnóstwo przykładów bezpodstawnej niechęci do czegoś, co w żaden sposób nie jest dla nas szkodliwe. Stoczyłam tym temacie już niejedną walkę, również ze swoim chłopakiem, który w tej kwestii ma z natury dużo więcej uprzedzeń ode mnie. Regularnie staram się mu pokazywać dlaczego warto walczyć ze podpowiadającą zbyt wiele wyobraźnią i chociaż z pewnością dużo się zmieniło odkąd się poznaliśmy, to wciąż ciężko pozbyć się całkowicie przekonań z którymi się dorastało.

ilustracja do posta autorstwa Moniki Rogoży

Więcej i więcej

Czytałam pewien artykuł o tym, ile się zmieniło od poprzedniego Dnia Ziemi. Większość smutnych, czasem druzgocących punktów o straconych na zawsze gatunkach zwierząt i kilka pozytywnych, jak o odkryciu nowych (istniejących, ale takich o których nie wiedzieliśmy). Pomyślałam sobie, że co by się nie działo, potrzebujemy pozytywnych zakończeń. Przy wszystkich negatywnych informacjach jakie napływają na temat środowiska, oczekujemy kilku pozytywnych, która dodałyby nam otuchy i poczucia, że tak naprawdę, to gdzieś to wszystko jednak zmierza w dobrym kierunku. Nie zmierza. Na jedną osobę, która działa z większą świadomością przypada setki, a może tysiące, które nie wykazują żadnej chęci zmiany. Populacja planety powiększa się w zastraszającym tempie, a wraz z nią rośnie konsumpcja. I pomimo osiągnięcia krytycznego punktu wciąż miewamy dyskusję czy problem w ogóle istnieje.

Nie mam wątpliwości, że liczy się każdy najmniejszy krok. Powinniśmy cieszyć się z każdej drobnej zmiany, którą udaje nam się wprowadzić w życie, ale mieć świadomość, że do zrobienia jest i będzie wciąż znacznie więcej i że wszystko jest w rękach każdego z nas.