Menu
Podróże

Easter afternoon.

Mam nadzieję, że Wielkanoc mija Wam pozytywnie.
Ja już trochę zapomniałam co to znaczy “świąteczna atmosfera”, dobrze byłoby w końcu spędzić jakieś święta w domu, z rodziną.
Ta niedziela nie różniła się dla mnie za wiele od innych, żałuję też, że Wielkanoc w Stanach nie jest powodem do kilku wolnych dni.
Śniadanie zjadłam w domu z koleżanką, później poszłam do kościoła, a popołudniu dołączyłam do host rodziny, która wyprawiała świąteczny obiad. I taka to była tegoroczna Wielkanoc.


Na obiad przyszedł dziadek i Matt, bratanek Richa, którego rodzice polecieli wczoraj do Rzymu odwiedzić studiującą tam przez jeden semestr córkę. Dziadek został do wieczora, a Matt dość szybko się zmył, bo spieszył się na autobus do szkoły. Dodam może, że nie byle jakiej, bo studiuje na jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów, Cornell University.

Dzieci dostały słodycze i zgodnie z tradycją szukały ukrytych w domu plastikowych jajek ze słodyczami w środku, które schował dla nich zajączek;). Z kolei dziadek, podając mi na przywitanie rękę, wcisnął mi niezauważalnie w dłoń 20$ ;)).


Zack zrobił scallop potatoes (rodzaj zapiekanki ziemniaczanej), sałatkę ze świeżych warzyw, a szynka przyjechała do nas z Vermont.

Ja byłam odpowiedzialna za deser, więc przygotowałam wczoraj tort brzoskwiniowy (TU w całości). To już drugi w ciągu ostatniego tygodnia, bo w poniedziałek zrobiłam czekoladowy z truskawkami na urodziny Richa i był jeszcze lepszy od tego.