Menu
Podróże

Falls Festival, Tasmania, cz. 2

Wspominałam już o tym, że o Falls Festival dowiedziałam się przypadkiem. Tuż przed Wigilią 2011 jakimś sposobem znalazłam się na stronie festiwalu. Na widok zdjęć opadła mi szczęka. Za oknem szaro, zimno, deszcz, a tam było lato, ludzie bawiący się przy dobrej muzyce i jeszcze piękna lokalizacja. Napisałam nawet do koleżanki, że chce mi się płakać bo to musi być idealne miejsce na festiwal i że właśnie tam powinnam spędzać Sylwestra, a nie w Birmingham. Na profilu FB bloga dodałam też link do stronu festiwalu ze zdaniem “do zrobienia przed 30stką!”
Do tej pory nie chce mi się wierzyć, że rok później rzeczywiście się tam znalazłam. Kilka zbiegów okoliczności i oto Sylwestra spędzałam na Falls w Australii!

Line-up nie był powalający, ale ja porównuję go przede wszystkim z Lollapaloozą w Chicago, a to w końcu jeden z lepszych festiwali na świecie i ciężko, żeby muzyczna impreza na Tasmanii mogła mu w tej kwestii dorównać. Koncerty na Falls zaczynały się około południa i trwały do 3-4 w nocy. To akurat było lepsze niż w Chicago, tam kończyły się ok 22-23, ale lokalizacja w centrum miasta pewnie zrobiła swoje. Bawiliśmy się więc do rana i budziliśmy dość wcześnie. Namiot szybko się nagrzewał, albo po prostu budziła niewygoda. Do pryszniców była niemiłosierna kolejka, więc w drugi dzień festiwalu zamiast wody, mydła i stania w godzinnej kolejce, wybraliśmy kąpiel w lodowatym oceanie. O tak, temperatura była na tyle niska, że po wejściu do wody ciężko było w pierwszej chwili złapać oddech. Do Anarktydy jest stamtąd ok. 3tys kilometrów więc Tasmanii daleko do tropikalnego klimatu północnej Australii, ale otwarty ocean akurat nigdy nie rozpieszcza ciepłem.

Od początku byłam niestety trochę zła na to, że mając tak niewiele czasu na przygotowanie się do festiwalu nie zdążyłam/zapomniałam naładować baterii w aparacie i opróżnić kartę. Miałam zamiar nakręcić filmik z Falls, bo przy takiej liczbie osób i tylu wrażeniach, na pewno wyszedłby pozytywnie, ale wiedziałam, że nie wystarczy mi baterii więc nawet się za to nie zabierałam. Echh szkoda…

Untitled
Nasza miejscówa. Czerwony namiot był moim festiwalowym domkiem.
Untitled
Drugiego dnia dołączył do nas kolega Liama, Ted ze Szwecji, który mieszka w Sydney.

Nie napisałam jeszcze nic o Katie, która też dołączyła do ekipy kontaktując się z chłopakami przez którąś ze stron internetowych. Ma 17 lat, więc Liam musiał zostać jej opiekunem na czas festiwalu;). Czasami mieliśmy z niej ubaw, bo Katie miała czasem typowo nastoletnie reakcje. Powiedzmy grała jakaś nudnawa kapela, nikomu się nie podobało, a nagle odwracała się Katie i krzyczała “Woow!! This is the best thing I’ve ever seen!!” 😉

Jedno z wejść na teren festiwalu.


Scena główna w i Marion Bay w oddali <3

Lisa, Steve, ja, Emma, Matt, Gerard.

Na zdjęciu Best Coast których bardzo chciałam zobaczyć na żywo, ale jakoś za szybko minął mi ten koncert, występowali na małej scenie i ogólnie wyszło bez szaleństwa.


Lubię First Aid Kid i na żywo dziewczyny też wypadły bardzo dobrze.

Cdn.