Nie wspomniałam o tym chyba jeszcze, ale z Bzu poznałyśmy się przez internet. Kilka lat temu, na forum, które już nie istnieje.
Pierwszy raz spotkałyśmy się 3 lata temu w Warszawie, drugi raz też, a za trzecim pojechałyśmy już razem na wakacje na Bałkany. Nie tylko nie widziałyśmy się od dwóch lat, ale też ani razu nie się nie słyszałyśmy, bo zawsze ze sobą piszemy. I może właśnie dlatego przez pierwszą godzinę spotkania w NYC byłam tak odzwyczajona od głosu Kasi, że nie mogłam się nadziwić, jak wyraźnie mówi hehe.
W piątek 13stego człowiek czeka, aż wydarzy się coś złego, a dzień zawsze kończy się tak jak pozostałe. Miniony zaczął się dość smutno, bo wieczorem miałyśmy pożegnać się z Bzu, ale później było już tylko lepiej.
Na razie post z przedpołudnia.
Usiadłyśmy przy stoliku, przy którym Meg Ryan odgrywała słynną scenę orgazmu w “Kiedy Harry poznał Sally”. Kilka dni wcześniej obejrzałyśmy ten film akurat też w TV.
Zamówiłyśmy rzecz jasna najsłynniejsze pastrami.
Kasia czająca się na duży kawał mięcha.
Moje pierwsze pastrami było lepsze od tego. To mięso było trochę żylaste, ale poprzednie wcale. Poza kiszonymi ogórkami, do kanapki potrzebna też chyba odrobiny szczęścia;).
Wątły żołądeczek Kasi nie pomieścił całej kanpki. Poddała się przy końcówce.
Będąc na LES poszłyśmy do żydowskiej piekarni w East Village, żeby Kasia spróbowała serowej wspaniałości, z którą poznałam się pewnego słonecznego zimowego dnia. To taka serowa maź owinięta cieńkim ciastem (filo/francuskim, nie wiem), w tym przypadku z jagodami. Mmmm!
Dalej miałyśmy pójść do High Line Park, ale robiło się późno, ja musiałam wracać niedługo do pracy. Spojrzałyśmy więc na listę rzeczy, których Kasia jeszcze nie spróbowała i wybrałyśmy churros. Akurat byłyśmy blisko Bax Brenner, bardzo popoularnej (niestety także wśród przewodników) czekoladowej restauracji, więc poszłyśmy tam.
Na wystawie zawsze stoi tam czekoladowa pizza. Już pojawiła się kiedyś na blogu.
Wieczorami i w weekendy jest tam zawsze mnóstwo ludzi, ale o tej porze były pustki.
Churros z musem malinowym i fondue z czekolady mlecznej i gorzkiej.
Na samo wspomnienia moje ślinianki zaczynają pracować… Ach, jakie to było pyszne! Churro zamoczony w malinach i ciepłej mlecznej czekoladzie…
Nie było jeszcze południa, a my już byłyśmy najedzone na resztę dnia. Następnym posiłkiem było sobotnie śniadanie;).