Niedzielę rozpoczęłyśmy z Bzu od owoców i knyszy z serem zdobytej w historycznym żydowskim miejscu na LES.
Kiedy wyszłyśmy z domu Miasto zalane było mgłą.
Poszłyśmy na pieszo do MoMa.
Na początek odwiedziłyśmy muzealny sklep, w którym można znaleźć mnóstwo fajnych rzeczy (od książek, przez biżuterię, aż po meble) w temacie sztuki nowoczesnej.
Jesienią można było znaleźć w MoMa drzewko życzeń Yoko Ono, na którym zwiedzający wieszali zapisane karteczki. Wystawa się skończyła, ale życzenia umieszczono w pojemniku i postawiono na jednym z pięter muzeum.
“Chciałabym znaleźć swojego księcia”.
Kawałek ściany nowojorskiej budynku mieszkalnego.
Idąc dalej weszłyśmy do nieprzeciętnego sklepu kosmetycznego, gdzie obwąchałam wszystkie ciekawe mydła. Kasia- kobieta w naszym związku, bawiła się w tym sklepie jeszcze lepiej;).
Potraktowałyśmy nasze spracowane dłonie peelingami i balsamami. Pomimo wielokrotnego mycia rąk, zapach kosmetyków utrzymał się aż do wieczora. Niewiarygodne!;)
Niewiele zostało nam już wtedy do spróbowania, ale soup dumplings ciągle były na liście, więc pojechałyśmy do Chinatown.
Ponadto zamówiłyśmy zupę z wołowiną i scallion pancake– naleśnika z szalotką. Wszystko było dobre, tylko na koniec obsługa restauracji przypomniała nam, że Chińczycy sympatycznością się zdecydowanie nie wyróżniają (chociaż w naszym rankingu ciągle prowadzą Bułgarzy;) ).