Ostatnim postem z Puerto Escondido będzie filmik, który z rana skończyłam montować i niedługo zacznę wrzucać online. Może to potrwać dzień, a może trzy, dlatego żeby skrócić przerwę między postami, dodaję kilkanaście niepublikowanych wcześniej zdjęć z PE.
W niedzielę wieczorem opuściłam Oaxacę i znad oceanu znowu trafiłam wysoko w góry, do San Cristobal de las Casas w stanie Chiapas. Spędzę tutaj kilka dni i dalej ruszam do Gwatemali. Po ostatnim spacerze z stacji autobusów do hostelu, z dwoma pleckami i deską na ramieniu muszę przyznać, że nie jest to szczególnie łatwa forma podróżowania i mogłabym już wracać nad ocean. W Gwatemali spędzę pewnie około tygodnia, a potem ruszę do Salwadoru w poszukiwaniu kolejnych fal.
Większość czasu spędzonego w Osie Mariposie mieszkałam z Laure, Michealm i Blondim w domku na przeciwko hostelu. Dzieliły nas tylko zasłony, ale czułam, że mam własną przestrzeń i mieszkało mi się tam naprawdę dobrze.
Z Michaelem i Laurą zaczęłam się bardziej kumplować, kiedy wyjechała para wolontariuszy z Kanady i wprowadziłam się do domku. Najbardziej zbliżyło nas wspólne oglądanie Breaking Bad, ostatni odcinek obejrzeliśmy na trzy dni przed moim wyjadem. Podobało mi się jak twórcy poprowadzili serial, zakończenie było takie jak być powinno.
Michael to typ osoby, której nie da się nie lubić, wiecznie żartujący, swoim naśladowaniem ludzi potrafił doprowadzić mnie do łez. Dzięki niemu i Laurze będę miała powód, żeby wybrać się do Sheffield, kiedy wrócę na studia do UK.
Na okres wakacji przeprowadził się do nas rottweiler Spike. Na początku nie był pozytywnie nastawiony do nikogo, ale oswoił się, a przez ponad dwa tygodnie mieszkał z nami jego synek, którego do czasu znalezienia właściciela nazwaliśmy Vegan.
Swoją drogą nic dziwnego, że szczeniaki rottweilera trafiają do każdego szczenięcego kalendarza, są jedną z najsłodszych ras, kiedy są małe!
Na okres wakacji przeprowadził się do nas rottweiler Spike. Na początku nie był pozytywnie nastawiony do nikogo, ale oswoił się, a przez ponad dwa tygodnie mieszkał z nami jego synek, którego do czasu znalezienia właściciela nazwaliśmy Vegan.
Swoją drogą nic dziwnego, że szczeniaki rottweilera trafiają do każdego szczenięcego kalendarza, są jedną z najsłodszych ras, kiedy są małe!
Ugotowałam w hostelu 13 kolacji, dla 6-18 osób, w zależności od dnia. Przy 30’C panujących w kuchni nie było to łatwe zadanie, ale zawsze kończyło się miłymi słowami albo brawami, więc mimo wszystko sprawiało satysfakcję.
Fota z czasów odwiedzin Marcina. Siedzenie pod sklepem, jedzenie lodów na śniadanie i strojenie poważnych min do zdjęć.
Ekipa z Australii i Nowej Zelandii, z którą spędziłam trochę czasu i z niektórymi osobami pewnie zobaczę się jeszcze w Nicaragui.
Jedno z barbecue/pool party.
Na ostatnie śiadanie Jade zrobiła dla mnie chilaquiles. Domowej roboty chipsy z tortilli, z sosem pomidorowm, cebulą, serem Oaxaca, sadzonym jajkiem, awokado i kolendrą.
Jedno z barbecue/pool party.
Na ostatnie śiadanie Jade zrobiła dla mnie chilaquiles. Domowej roboty chipsy z tortilli, z sosem pomidorowm, cebulą, serem Oaxaca, sadzonym jajkiem, awokado i kolendrą.