Menu
Uncategorized

Last days of my vacation.

Powinnam zacząć od Salwadoru, ale stworzenie posta na ten temat zajęłoby mi pewnie kilka godzin, więc na prawdziwą relację będziecie musieli poczekać jeszcze kilka dni.
W miarę na bieżąco staram się uaktualniać Twittera, co możecie zaobserwować też na moim blogu, w kolumnie po prawej stronie.
Tak czy inaczej na poprzedniego posta nie mogę już patrzeć, więc postanowiłam napisać kilka słów;).
Od piątku byliśmy poza Limą, zwiedzając południowe wybrzeże, spędzając dwie noce w małej oazie na pustyni, a ostatnią w miejscowości otoczonej górami, słynącej z winnic i raftingu na tamtejszej rzece.
Dziś rano po raz pierwszy w życiu zmierzyłam się z raftingiem i bawiłam się świetnie.
Niedawno wróciliśmy do Limy. Tim nie czuje się teraz najlepiej i drzemie, a ja czekając na niego tworzę “szybkiego” posta. On jutro wieczorem leci do domu, a ja w środę rano. Już teraz wiem, że zabrakło nam czasu na wszystko co chciałam zrobić, ale mam nadzieję, że Tim się nie rozchoruje i jeszcze uda nam się co nieco nadrobić w ciągu ostatnich 24h.
Możecie się domyślać się, jak smutno mi z powodu kończących się wakacji i że wcale nie cieszę się na myśl o powrocie. Cieszę się jednak, że robiąc na blogu relację z wyjazdu będę mogła przeżyć wszystko jeszcze raz…


Dzisiejszy poranek i zdjęcia z drogi, po opuszczeniu Lunahuany.

To jakieś 3h na południe od Limy.