Tuż przed wyjściem z domu, kiedy wracałam po świętach do Austrii, koniecznie chciałam pożegnać się z Loco. Widziałam u niego mocne oznaki starości, nie wiedziałam kiedy wrócę i bałam się, że go już nie zobaczę. A teraz wiem już na pewno, że następny powrót do domu nie będzie taki sam, bo wczoraj minęły dwa tygodnie odkąd nas opuścił…
Loco trafił do naszej rodziny prawie 10 lat temu. Niedługo po tym, kiedy straciliśmy poprzedniego boksera. Przybył do nas jako szczeniak o imieniu Riki, ale szybko został przechrzczony na Loco. Z hiszpańskiego “szalony”, określenie w sam raz oddające osobowość bokserów. Nigdy nie dorastają, do końca swoich dni pozostają pełnymi energii dziećmi.
Bez Loco nie byłoby z nami Kajtka, podłużnego psa na krótkich łapkach. Któregoś grudniowego poranka, podczas spaceru bokser wywąchał w trawie kilkudniowego, porzuconego szczeniaka. Był jeszcze ślepy i pewnie nie przeżyłby na zewnątrz więcej niż godziny. Mój tata zabrał go w ciepłe miejsce, obudził mnie i mamę, a dalej wszystko potoczyło się tak dobrze, że Kajtusia jest z nami do dzisiaj. Loco od początku traktował ją jak siostrę, nie było mowy, żeby mógł zrobić jej krzywdę, nawet kiedy była wielkości jego pyska. Z czasem nabrała charakteru typowego jamnika, bywała wredna i choć Loco nie miał z nią zawsze łatwo, ustępował i stawał po jej stronie. Krzyknięcie na Kajtka wystarczyło, żeby po chwili zjawił się bokser upewniając się, że nie stanie się jej krzywda.
W styczniu Loco złamał w domu tylną nogę. Po zrobieniu rentgenu okazało się, że kości zaatakował nowotwór. To była kwestia czasu, w tym wieku nie można było nic zrobić. Przez półtora miesiąca dostawał tabletki przeciwbolówe i radził sobie bardzo dobrze. Złamana noga zwisała bezwładnie, ale on nadal potrafił się bawić czy rzucać w pogoń widząc za płotem znajomego psa.
Aż przyszedł dzień w którym wstawanie zaczęło sprawiać mu wyraźny trud. Kiedy następnego dnia mój tata musiał wynieść go na dwór, żeby się załatwił, to był znak, że lepiej już nie będzie i nie można pozwolić mu dłużej cierpieć. Niedługo przed terminem uśpienia moja mama wróciła z pracy. Usiadła przy Loco, żeby ulżyć mu w bólu, a on z czasem spokojnie przestał oddychać…
Początek 2009, z dwumiesięcznym Kajtkiem, kiedy jeszcze ciągle nie wiedzieliśmy co z tego psa wyrośnie.
Klasyczny sposób Kajtka na zimne kafelki podłogowe.
Na kocyku przed kominkiem – ich ulubione miejsce do spania w czasie świąt.
W lipcu poprzedniego roku zdałam sobie sprawę, że to może być ostatnie lato Loco. Któregoś popołudnia wychodząc na dwór pobawić się z psami wzięłam ze sobą aparat:
Nietoperz. A poniżej bokser lubiący czasem prowokować jamnika aż wpadnie w furię.
Krótkie jamnicze łapki nigdy nie miały szans z prędkościami jakie osiągał bokser, ale Kajtek lubił dołączać do biegu powrotnego na ostatniej prostej.
Starzec nad misą z przepowiednią czy raczej sięgający po zabawkę.