“Odkrylam” niedawno ciekawa, boczna i cicha uliczke, na której znajduje sie kilka/kilkanascie sklepów z odzieza vintage. Dwa razy w tygodniu odbywa sie tam równiez pchli targ. Oprócz stoisk otwierane sa tez male, drewaniane sklepiki, tak ciasne, ze mieszcza sie w nich co najwyzej trzy osoby. Klimat i asortyment powala, ceny niestety tez.
Obeszlam i obejrzalam pewnego razu wszystko co sie dalo, zerkajac na koniec na stoisko z ze starymi zegarkami.
Starszy pan zauwazyl, ze jeden przykul moja uwage i od razu powiedzial mi o nim kilka slow. Okazalo sie, ze zegarek nie ma baterii i popsuty jest jeden element. Gdyby nie to, kosztowalby kilkadziesiat funtów, a w tej sytuacji pan sprzedawal go za 4£. Spytalam sie ile moze kosztowac naprawa i ku mojemu zdziwieniu, okazalo sie, ze bardzo niewiele.
Nie moglam go tam zostawic:).
Teraz zegarek jest w domu, czeka na wizyte u zegarmistrza, a pózniej wróci spowrotem do mnie:).
vintage watch: flea market
Written by
Ula
Further Reading...
Last days of my vacation.
March 29, 2010Włoska zupa minestrone.
July 30, 2010Visiting de Young Museum.
May 14, 2010
Previous Post
Lenistwo.
Next Post