Beata odwiedza mojego bloga od ponad roku. Te wakacje spędziła na Work & Travel w Teksasie, a na koniec postanowiła odwiedzić Las Vegas, San Francisco i dzisiaj leci do Nowego Jorku.
Już przed przyjazdem tutaj, Beata zapytała mnie o wskazówki i miejsca, które powinna odwiedzić w San Francisco. Zaproponowała mi również spotkanie. Nigdy wcześniej nie spotkałam nikogo, kto zna mnie tylko z tego bloga, więc wiedziałam, że będzie to ciekawe doświadczenie.
Przeszłyśmy wczoraj duży kawałek miasta, a Beata bardzo chętnie towarzyszyła mi w próbowaniu kolejnych potraw z ‘listy’. We dwójkę raźniej, a przede wszystkim taniej i można więcej spróbować, bo wszystko dzieli się na pół;). Relację też podzieliłam na dwie części i druga w kolejnym poście.
Powiedziałam Beacie, żeby nie jadła za dużo z rana, bo przed nami dzień jedzenia. Po długim spacerze na samym początku, zaczęłyśmy od Chicken curry lunch special.
Do tego zamówiłyśmy czosnkowy chleb naan.
Beata.
Później odwiedziłyśmy pobliskie Forever 21.
Niedaleko odbywał się również Festiwal Filipiński, ale nie był zanadto atrakcyjny, a serwowane tam jedzenie przeciętne.
Stamtąd ruszyłyśmy do Chinatown i zabrałam Beatę na małą porcję mrożonego jogurtu.
Bar Vesuvio i słynna w San Francisco księgarnia, a między nimi alejka Jacka Kerouaca.
Z Chinatown przeszłyśmy do North Beach, włoskiej dzielnicy.
Weszłyśmy do fajnie wyglądającego sklepu ze słodyczami.
Poprosiłyśmy o spróbowanie jednego z tych nieziemsko czekoladowych ciast (tak jak można tu w Stanach próbować na łyżeczce lodów, zanim zdecyduje się na jeden smak). Było pyszne, choć jeden kawałek liczy pewnie z 700kcal;).
Z North Beach zaczęłyśmy wspinać się pod górę, żeby dojść do najbardziej krętej ulicy świata.
Strasznie się cieszyłam, z tej słonecznej pogody, a widoki były boskie. Widać stąd Alcatraz.
Przechodząc obok jednego z domów zobaczyłyśmy dróżkę prowadzącą w dół i zeszłyśmy tam.
Odkryłyśmy dom, z pięknym widokiem na zatokę, a obok była ławka i malutki ogródek.
Jeden z domów na słynnej krętej ulicy.