Menu
Podróże

Niedziela w Cascais i popołudnie w starym domu w Sintrze.

Odkąd pożegnaliśmy się z Tiago, pałeczkę opiekunów przejęli Filipa i Filip. Dbali o nas lepiej niż mogłabym sobie tego zażyczyć, Filipa wszędzie nas woziła, oprowadzała i pilnowała, żebyśmy się nie nudzili. Na czas pobytu w Lizbonie (a raczej jej okolicach) razem z Kasią, Rasmusem i Filipem zamieszkaliśmy w pustym na co dzień mieszkaniu babci Filipy. To kawałek drogi od Cascais, ekskluzywnego nadmorskiego kurortu i przy okazji jednej z najbogatszych miejscowości w kraju.
Bywaliśmy tam praktycznie codziennie, wybierając się przy okazji na różne wycieczki po okolicy, czego będą dotyczyły foty w najbliższych postach.

Untitled
W niedzielę wstaliśmy późno, bo noc w Lizbonie zakończyliśmy o poranku, ale w porze lunchu pojechaliśmy z Filipą do Cascais, gdzie mieszka i pracuje. Zaczęliśmy od plaży Guincho na północ od miasta. Duża, piękna plaża dla surferów, choć raczej nie początkujących. Untitled
Później zaparkowaliśmy już w Cascais i poszliśmy na popularne w mieście hot dogi. Untitled
Zawartość przypominała te, które jadłam w Brazylii.UntitledUntitled
Kawałek dalej znajdowały się skały zwane Devil’s Mouth. Untitled
UntitledUntitled
Plaża w centrum Cascais.Untitled
Spacerowaliśmy uliczkami miasteczka. Tylko niestety tak jak i przez większość wyjazdu, nie przykładałam się szczególnie do zdjęć. 50tko, napraw się sama i wróć do mnie.
Untitled
Filipa zaprosiła nas na lody do słynnej lodziarni Santini, istnieje od 1949 roku. Wybrałam pistacjowe i melnowe, pyszne!
UntitledUntitled
Popołudniu pojechaliśmy do weekendowego domu rodziców Filipa, w Sintrze.Untitled
Stary dom, urządzony w starym stylu.Untitled
Najbardziej spodobało mi się chyba łóżko babci, z prawej.UntitledUntitledUntitled
Usiedliśmy na zewnątrz.
Untitled
Untitled
Mama Filipa uznaje niedzielę za dzień wolny od gotowania i zazwyczaj jedzą wtedy petiscos, portugalskie tapas.Untitled
Rodzice Filipa okazali się być strasznie miłymi, otwartymi ludźmi. Ich angielski był bardzo dobry, więc wszyscy mogliśmy się normalnie porozumieć.Untitled
Wędliny, sery krowie/owcze/ kozie (sery to akurat jeden z powodów mojej sympatii do Portugalii), herbata rumiankowa i ziołowa, a na deser typowe dla Sintry wypieki travesseiros i queijadas.
UntitledUntitled
Świetna para, dostali oczywiście zaproszenie do Polski.
Untitled
Wieczór spędziliśmy w naszym domowym barze opróżniając butelkę wyjątkowo dobrego Porto.Untitled
A tak zazwyczaj wyglądały późne wieczory, bo przecież w Portugalii gotowanie kolacji o 22 to norma hehe. Nawet nie miałam za bardzo okazji zgłodnieć  na tym wyjździe, co było wręcz męczące psychicznie. No ale cóż, trzeba było poddać się presji, usiąść do nakrytego stołu, jeść i tyć, a później załamywać ręce nad swoim brzuchem;).