Filipa miała urlop i spędzała z nami większość czasu, Filip pracował każdego dnia, ale popołudniami dołączał do ekipy i w poniedziałek zabrał nas na wycieczkę do Belem.
Najsłynniejszym miejscem Belem jest chyba cukiernia Pasteis de Belem, funkcjonująca od 1837 roku. Specjalizuje się typowych portugalskich tartach jajecznych, zwanych w każdym innym miejscu pasteis de nata.
Próbowałam pasteis de nata w wielu miejscach, zawsze mi smakowały, ale okazało się, że pasteis de Belem są po prostu poza konkurencją. Idealnie chrupiące ciasto, jeszcze ciepłe nadzienie, budyniowa konsystencja, po jednej marzysz o kolejnej.
Klasztor Hieronimitów, kolejna z atrakcji Belem, ale biorąc pod uwagę, że obok jest cukiernia… klasztor chowa się w jej cieniu;).
Zahaczyliśmy o Berardo Museum of Modern and Contemporary Art, które podobno warto zwiedzić i chętnie wybrałabym się tam w sama, ale my nie mieliśmy akurat za bardzo czasu. Spacerowaliśmy po okolicy, a ja skupiłam się na robieniu zdjęć tej trójce, bo nastał wieczór, a wraz z nim ładne światło.