Menu
Podróże

Pierwszy dzień w São Paulo

Na dworcu w Sao Paulo czekały na mnie znajome twarze. Ewelina i Artur.
Z Eweliną widziałyśmy się po raz ostatni pewnego letniego dnia na obiedzie w San Francisco.
Poznałyśmy się w pierwszych dniach programu au pair, jeszcze na treningu w Nowym Jorku i leciałyśmy tym samym samolotem do San Francisco. Spotykałyśmy się przez cały rok, zwłaszcza w pierwszych miesiącach spędziłyśmy wspólnie wiele weekendów w San Francisco, pojechałyśmy do Los Angeles, Reno/ Tahoe i kilku innych miejsc.
W połowie programu, w dość przypadkowych okolicznościach w Las Vegas Ewelina poznała chłopaka z Brazylii, Artura. Po powrocie z Vegas nie zakładali, że faktycznie wyniknie z tej znajomości coś głębszego. A jednak, zdecydowali się być razem, pomimo dzielącej ich odległości. Artur czasem w ramach pracy przyjeżdżał do Michigan, a Ewelina latała do Chicago, żeby się z nim spotkać. Pod koniec roku w Kalifornii zdecydowała, że przedłuży program au pair i kiedy ja przeprowadziłam się do Nowego Jorku, Ewelina przeniosła się do Waszyngtonu. Jej głównym celem było zrobienie w drugim roku kursu na nauczyciela angielskiego, żeby móc później uczyć tego języka w dowolnym kraju. W międzyczasie Artur spędzał kilka miesięcy w Namibii, biorąc udział w wolontariacie opartym o budowę szkoły dla dzieci w Namibii. Pamiętam jak dzwoniłam do Eweliny z NYC, a ona usychała z tęsknoty, bo kontakt w tamtym czasie mieli wyjątkowo utrudniony.
Podczas roku w Waszyngtonie Ewelina podjęła decyzję, że po programie au pair przeprowadzi się do Brazylii. Skróciła trochę swój pobyt w Waszyngtonie i poleciała spotkać się z Arturem. Zaczęli od podróży po kilku krajach Ameryki Południowej, a później zamieszkali w Sao Paulo, rodzinnym mieście Artura. Ewelina uczy angielskiego w szkole językowej, a Artur jest prawnikiem. Od półtora roku są małżeństwem i taka z nich udana para, że naprawdę z przyjemnością patrzy się na tę dwójkę. Trzymam za nich kciuki!

UntitledUntitled
 Na śniadanie słodki chleb drożdżowy z bananami, z owoców persymona, banan i carambola/starfruit (po polsku jakaś kosmiczna nazwa: oskomian pospolity), mleko, woda kokosowa, twarożek, a te małe bułeczki to pão de queijo, miłość od pierwszego ugryzienia. Zrobione z mąki z manioku i sera, chrupiące z zewnątrz, mięciutkie, serowe wewnątrz, podaje się je na ciepło.
Untitled
Była sobota, więc po śniadaniu razem z Eweliną i Arturem pojechaliśmy na stację metra i wsiedliśmy w pociąg jadący do centrum.Untitled
Pierwszym celem był Mercado Municipal, tylko najpierw trzeba było przebić się przez kiczowatą handlową okolicę. Untitled
Budynek targu.
UntitledUntitled
Solony dorsz zupełnie jak w Portugalii.Untitled
Nie zabrakło oczywiście świeżych ryb, owoców morza czy mięsa, na targu można było dostać praktycznie wszystko.Untitled Untitled
Sobota wiązała się z tłumem ludzi wewnątrz, uznałam, że wrócę tu w ciągu tygodniu, żeby zrobić więcej zdjęć.Untitled
Inne portugalskie wypieki, w tym najpopularniejsze pasteis de belem.Untitled
Z lewej queijadinha, wypiek również pochodzący z Portugalii, jednak stał się popularniejszy w Brazyli. Babeczka składa się mleka skondensowanego, kokosa i sera. Jest słodka, wilgotna, pyszna. Quindim z prawej strony smakowało mi trochę mniej, było strasznie słodkie. Zrobione z żółtka, sera, kokosa, w smaku przypomina trochę custard, ale konsystencja była twardsza i bardziej klejąca.
Untitled
Artur zaproponował, żeby zrobić w domu Romeo & Julię. Podoba mi się każdy nieznany jedzeniowy pomysł! Do zrobienia tej przekąski potrzebowaliśmy “twardą marmoladę” z gujawy i żółty ser.
Untitled
Dwa zupełnie różne style architektoniczne, zdjęcia aż się gryzą. Po prawej Banco De Sao Paulo w stylu Art Deco.  Untitled Untitled
UntitledUntitled
Brazylijski Empire State Building.UntitledUntitledUntitled
Plac przed katedrą.UntitledUntitled
Przerwa na soki ze świeżo zmiksowanych owoców i szaszłyk w Japantown.Untitled

W następnym poście będzie o Lollapaloozie, a o samym Sao Paulo i różnicach między Rio napiszę w kolejnych wpisach.