Targi żywności to jedne z moich ulubionych miejsc do zwiedzania podczas podróży. Jedzenie mogę oglądać zawsze i wszędzie i bawię się przy tym świetnie, o ile nie jestem zbyt smutna, że takiego targu nie ma blisko mojego miejsca zamieszkania;).
Pike Place Market został otwarty w 1907 roku i jest jednym z najstarszych tego typu miejsc w Stanach.
Poza jedzeniem sprzedaje się tam wiele innych rzeczy jak książki, antyki, wyroby rzemieślnicze itd.
Przy wielu stoiskach to sami farmerzy czy artyści sprzedają swoje wyroby, co ma na celu podtrzymanie idei tego miejsca- “poznaj wytwórcę”.
Pike Place Market jest jedną z największych atrakcji Seattle.
Przy działach z owocami morza moje serce krwawi najbardziej;).
Co za łososie…
Mega donut. Patrząc na rozmiar, rzeczywiście nie mogło zabraknąć “Texas” w nazwie;).
Zaskoczyła mnie obecność sklepu z polską ceramiką.
Mieli też trochę polskich produktów spożywczych;).
To jest dobra i znana restauracja na Pike Place Market, ale że byłam z Jitką, której jedzenie nie fascynuje, odpuściłam sobie zjedzenie tam. Ogólnie to poza czosnkowym lodem i pizzy w stylu Chicago, nie zjadłam w Seattle nic ciekawego. Gdybym była sama lub z Timem, wyprawa pod względem jedzenia pewnie wyglądałaby trochę inaczej;).
Najstarszy lokal Starbucks na świecie. Otwarty w 1971roku.
Stojąc przy kasie zastanawiałam się jak pracownicy daje sobie radę z odczytem wszystkich imion, skoro ten lokal odwiedza masa turystów z całego świata. No i dostałam odpowiedź wraz z kubkiem truskawkowego Frappuccino;).