Położenie nad oceanem, plaża w mieście, ciepły klimat robą swoje, ludzie mają ponadprzeciętną potrzebę dbania o kondycję i swój wygląd. Widać to dobrze w południowej Kalifornii, a możliwe, że jeszcze lepiej w Rio de Janeiro. Niezależnie od tego czy jest sobota czy środa, poranek czy późny wieczór, przy plaży zawsze ktoś uprawia sport. Bieganie jest podstawą, ponadto jazda na rowerze, rolkach, longboardzie i różne inne formy aktywności. Na plaży znajdują się boiska do siatki, więc widok staruszków przerzucających piłkę sprawniej ode mnie szybko przestaje dziwić. Są też bramki, więc jeżeli chłopcy/mężczyźni nie odbijają piłki w grupce nad wodą, grają w nogę na piasku.
Oczywiście gdzieś pomiędzy potrzebą bycia w dobrej kondycji i zdrowym wygląd przewija chęć zaimponowania innym, może nawet odrobina lansu, dlatego jak jeździć na rolkach, to w odpowiednich szortach i górze od bikini i dopracowanej fryzurze. Gorzej, że pod bikini kryje się często silikonowy biust. Może mieliście okazję usłyszeć o zamiłowaniu Brazylijek do chirurgii plastycznej i faktycznie przyglądając się twarzom kobiet (głównie 50+), można zauważyć wiele takich, które za pomocą skalpela coś w niej zmieniły. Co ciekawe, operacje plastyczne nie są zarezerwowane tylko dla bogatych, biedniejsze kobiety uważają, że również należy im się do nich prawo, zupełnie jakby chodziło o dostęp do darmowej służby zdrowia i coś niezbędnego. Poza poprawą samopoczucia, chirurgiczne udoskonalenie wyglądu postrzegane jest przez nie jako jedna z metod do zdobycia przywilejów w tym wyraźnie klasowo podzielonym społeczeństwie. W końcu ładniejsi mają w życiu łatwiej. Smutne, że obsesja dobrego wyglądu w połączeniu z nadmiernym konsumpcjonizmem, sprowadziła urodę do bycia towarem…
A wracając do początku tamtego dnia, niedziela rozpoczęła się deszczowo i po śniadaniu wszyscy zaszyli się w pokojach, ucinając sobie drzemkę po krótkiej imprezowej nocy. Kiedy w końcu przejaśniło się, razem z Laure i Tiago, wybraliśmy się na Ipanema Market, uliczny targ z wyrobami ręcznymi i pamiątkami. Na miejscu dołączył do nas Ricardo i Alex.
Najciekawszym punktem targu był lunch przy stoisku z kuchnią brazylijską typową dla północno-wschodniej części kraju, o wyraźnych afrykańskich wpływach, pozostałościach z czasów niewolnictwa.
Po raz pierwszy miałam okazję spróbować dania acarajé. Masa z fasoli czarne oczko formowana jest kulki i smażona w głębokim tłuszczu. Następnie przekraja się je na pół i nakłada vatapę- kremową pastę/puree z orzeszków, krewetek, chleba, pomidorów, mleka kokosowego, mąki kukurydzianej i oleju palmowego.
Acarajé jest kremowe, delikatne w smaku i sycące.
Chciałam spróbować kilku rzeczy, więc na deser zamówiłam naleśnika z tapioki z mlekiem skondensowanym i kokosem.
Na patelni bez użycia tłuszczu formuje się tapiokę na kształt naleśnika. Kiedy wysoka temperatura połączy tapiokę, nakłada dodatki i składa naleśnika na pół.
Sam naleśnik jest suchy jak papier i bez smaku, takie trochę marnowanie miejsca w żołądku, ale już część z nadzieniem był bardzo smaczny.
A po naleśniku pozostał jeszcze rząd różnych ciast do spróbowania. Na częście pojawił się Alex, zamówił trzy różne i spróbowałam od niego.
Ciasto na kruchym spodzie z maracują.
Był flan, kilka ciast z manioku, Alex wybrał bezową piankę i czekoladowe z warstwą flanu, które przykuło moją uwagę najbardziej.
Po obejściu targu, zatrzymaliśmy się na świeży owocowy sok, a dalej poszliśmy na plażę.
W każdą niedzielę jedną stronę głównej ulicy biegnącej przy plaży zostaje zamnkięta, a wtedy miejscowi masowo przybywają na Ipanemę, żeby pospacerować albo poruszać się na/przy plaży. Chciałam spędzić popołudnie ostatniej niedzieli na Ipanemie i Leblon i przyłożyć się do zdjęć, bo naprawdę jest to miejsce, w którym można wiele zaobserwować, ale oczywiście planu nie zrealizowałam.
Szczyty skał zniknęły w chmurach, ale było bardzo ciepło, więc brak słońca niewiele zmieniał.
Spacerując wzdłuż plaży zauważyliśmy chłopaka wykonującego akrobacje, po czym okazało się, że to Wilson, którego Tiago i Alex poznali dzień wcześniej wchodząc na szczyt góry w naszej okolicy.
Wilson wydawał się być ambitnym chłopakiem o wielu zainteresowaniach. Jest nauczycielem samby, uprawia parkour i kilka innych dyscyplin. Bardzo otwarty i przyjazny, no i znał angielski, więc razem z Laure i Alexem mogliśmy z nim trochę pogadać.
Ricardo na wypożyczonym miejskim rowerze. Niezła opcja do przemieszczania się po mieście, albo wzdłuż plaży, tylko potrzebny jest brazylijski numer telefonu.
Marcowa niedziela z koleżankami na plaży? Life is good.
Skoki Wilsona zauważył przechodzący obok chłopak i po chwili do niego dołączył.
Po godzinie spędzonej na plaży ruszyliśmy spacerem w powrotną stronę.
Panie zgromadzone pod kościołem w niedzielę palmową. U nas zanosi się do kościoła zrobione z barwionych traw i kwiatów palmy, w Brazylii to po prostu kawałek prawdziwej palmy.
Przed powrotem do hostelu poszliśmy na lody/ sok/ açaí. Z tym owocem po raz pierwszy spotkałam się 3 lata temu w Kalifornii, kiedy mój host tata dodawał zamrożone açaí do shake’ów proteinowych.
Acai to owoc przypominający jagody, rosnący na palmach tylko w jednym miejscu- Amazonii. Warto dodać, że pomijając tamtejsze drewno, açaí jest najcenniejszym produktem terenów Amazonii. Kiedy lata temu odkryto jej właściwości, owoc stał się bardzo popularny w innych częściach kraju. Serwowany jest najczęściej na śniadanie, czasami jako przekąska, lunch, deser. Najpopularniejszym sposobem jedzenia ich jest podanie zmiksowanych mrożonych owoców w misce, razem z granolą i bananami, tak zwane açaí na tigela. Jeżeli chodzi o smak, to powiedzmy, że przypomina jagody i nie da się go nie lubić. Próbowane świeżo po podaniu może zmrozić mózg, więc jak dla mnie łatwiej się je zjada po kilku minutach, kiedy trochę stopnieje.
Co do właściwości zdrowotnych, jest ich tyle, że z wymienianem nie byłoby końca… Na rynku pojawiły się oczywiście herbatki odchudzające czy różne sumplementy zawierające ekstrakt z tego owoca, ale zamiast faszerować się ściemniającymi tabletami, lepiej kupić bilet do Brazylii i w upalny dzień zamiast lodów, ochłodzić się açaí na tigela.