Nasza podróż do Japonii wiązała się z wizytą we Włoszech, bo wylot do Tokio miałyśmy z Rzymu.
Po locie z Nowego Jorku, przystanku w Londynie i dwóch nieprzespanych nocach, znalazłam się na południu Europy. Wylądowałam w Pizie i zamiast godzinę oczekiwania na pociąg wykorzystać na odpoczynek, wybrałam się zobaczyć Krzywą Wieżę. W moich podróżach zawsze znajdzie się sytuacja w której jestem o włos od spóźnienia się na środek transportu i podobnie było tym razem. Biegnąc w upale z walizką na dworzec wyjątkowo żałowałam wcześniejszej chęci zobaczenia wieży… Ledwo żywa w pociągu, nabierałam energii próbując spać w drodze do Rzymu. Z dworca odebrała mnie już Bzu. Nie widziałyśmy się ponad rok i doszłyśmy do wniosku, że jak na razie za każdym razem spotykamy się w innym mieście/kraju. Resztę dnia spędziłyśmy spacerując po Rzymie, co zobaczycie na poniższych zdjęciach.
Było gorąco, bardzo chciało mi się pić i zimne piwo okazało się zbawieniem. Normalnie nie piję piwa dla przyjemności, ale tam na Trastevere smakowało mi jak nigdy.
Liczyłyśmy na pyszną włoską kolację, ale niestety okazało się, że dwie bardzo lubiane przeze mnie restauracje były akurat zamknięte.
Wieczorem dotarła do Rzymu moja mama, a na drugi dzień rano pojechałyśmy już na lotnisko.