Post w starym, pamiętnikowym stylu, od którego już mocno się odzwyczaiłam, a do którego wciąż mam sentyment. Bo chociaż wszelkie tego typu treści przeniosły się do świata social media, to ja z chęcią wracam czasem do lubianych blogów, które wciąż ten format choć w pewnym stopniu podtrzymują przy życiu.
Okazją do posta jest niemała zmiana. Powiedziałabym wręcz, że ogromna. Prawdopodobnie największa jaka w życiu mi się przydarzy. Z końcem sierpnia zostanę mamą!
Ostatni trymestr ciąży przypadający na lato sprawił, że czuję się jak na prawdziwych wakacjach. W Austrii 8 tygodni przed planowanym terminem przechodzi się na obowiązkowe zwolnienie. W połowie czerwca, w połączeniu z pozostałym urlopem, pożegnałam się z pracą na co najmniej rok. Teraz cieszę się już ostatnimi tygodniami wolności i jeszcze znalazłam sposób, żeby w nietypowy sposób je urozmaicić.
Otóż późną wiosną trafiłam na 50% promocję biletów Interrail z okazji 50. rocznicy istnienia organizacji. Brzmiało to wręcz jak podpowiedź od losu, w jaki sposób powinnam pożegnać swoje dotychczasowe życie. Promocja obejmowała wszystkie bilety, a ponieważ różnica między jednym miesiącem a dwoma wynosiła zaledwie kilkadziesiąt euro, nie musiałam się długo zastanawiać co wybrać. Dopłaciłam też do 1.klasy – wyższy komfort podróży liczy się teraz jak nigdy. A poza tym jak często pojawia się w życiu możliwość podróżowania po całej Europie koleją w 1. klasie? Nie mogłam przegapić takiej okazji. I przyznaję, że już po pierwszym dniu długiej, ale bardzo wygodnej podróży, byłam przekonana, że to był strzał w dziesiątkę.
Plan na Interrail
Z wiadomych względów nie mam bardzo intensywnego planu na tę podróż. Dopasowuję ją do swojego nieco powolniejszego tempa i zwracam uwagę na to, żeby się fizycznie nie przeciążać. Gdybym nie była w ciąży, pewnie wybrałabym się do Istabułu i na samą półnóc Norwegii, zaliczając po drodze jeszcze inne końce Europy. Znając siebie próbowałabym wycisnąć ten bilet do ostatniej minuty. Teraz priorytetem jest moje zdrowie, więc nadal korzystam z możliwości, ale nie za wszelką cenę.
16 czerwca wyruszyłam z Salzburga do Kopenhagii. Odwiedziłam już też Berlin, spędziłam dłuższy czas u rodziców i wybrałam się do Warszawy. Jutro po prawie 3tygodniach wracam do Salzburga. Pobędę trochę na miejscu, a potem wybieram się do Szwajcarii, żeby przejechać jedną lub dwie górskie trasy kolejowe. A dalej? Chciałabym odwiedzić kilka miejsc we Francji, Luksemburga, dotrzeć do Londynu. Nie wybiegam jednak za daleko w planowanie, bo wszystko zależy od tego jak się będę czuła.
A niezależnie od tego jak długa okaże się moje końcowa trasa, będę chciała podzielić się tu wrażeniami z całego doświadczenia.
Trzymajcie w związku z tym kciuki, żeby jeszcze trochę to potrwało i przyjście małego człowieka na świat nie zaskoczyło mnie gdzieś w drodze 😉