Przez 23 lata jakoś nie po drodze było mi do Rzymu, ale odkąd wybrałam się tam w grudniu 2011, to już moja trzecia wizyta od roku. Dwie ostatnie wiązały się z wylotem do Japonii i Australii, ale to zawsze dobry pretekst, żeby zajrzeć do miasta, przypomnieć sobie jakie jest piękne i zjeść coś pysznego.
Zdjęcia do tego posta przerabiałam w drodze z Sznaghaju do Sydney, wielokrotnie przysypiając co kilka zdjęć. Tekst piszę z kolei spędzając noc na lotnisku w Christchurch, NZ. Jestem już półprzytomna, ale mam nadzieję, że poskładałam zdania w miarę poprawnie;).
Dobra wiadomość jest taka, że kolejny post będzie już początkiem foto-relacji z Australii lub Nowej Zelandii!
Tym razem wybrałam hostel znajdujący się tuż przy Watykanie. Późnym wieczorem wybrałam się na spacer na Plac Św. Piotra.
Zamówiłam Barberini z mozzarellą, pastą z karczochów, szynką, sałatą i pomidorem. Pieczywo było świeże, chrupiące i ciepłe, a sama kanapka duża i smaczna.
W dzień wylotu wstałam na tyle wcześnie, żeby zdążyć odwiedzić przed wyjazdem kilka miejsc. Poranek był zimny i deszczowy, ale w ciągu dnia pogoda poprawiła się.
Żeby nie marnować miejsca w żołądku, zamierzałam zacząć dzień od upatrzonej pizzy al taglio, ale kiedy tam dotarłam, okazało się, że pozostało 30min do otwarcia. Przeszłam się więc po okolicy i weszłam do jednego z barów na bardziej tradycyjne włoskie śniadanie- cappuccino i słodkie pieczywo nadziewane serem ze skórką pomarańczową. Z lotniskowej kawiarni doszły mnie właśnie odgłosy parzenia kawy…och, napiłabym się teraz tego włoskiego cappuccino…
Później ruszyłam do Pizzarium, lokalu który miałam na liście “do zaliczenia” już w zeszłym roku, ale jakoś nie było mi po drodze. Niedawno obejrzałam odcinek The Layover (drugie show Anthony’ego Bourdain) z Rzymu i przez to, że Tony wybrał się do Pizzarium, miałam podwójną motywację, żeby w końcu tam zjeść.
Menu zmienia się każdego dnia, zazwyczaj obejmuje około 7-9 różnych rodzajów pizzy rustica/al taglio, czyli serwowanej w kawałkach, sprzedawanej na wagę.
Jedną z popisowych pizz tego miejsca i najbardziej nietypową kombinacją smaków jest pizza z ziemniakami. Brzmi może nieciekawie, ale zdziwilibyście się jaka jest smaczna!
Miałam pecha, że byłam pierwszą klientką tego dnia, więc rozpoczynałam każdą pizzę, chociaż wiadomo, że najlepszy jest środek. Na spróbowanie wybrałam pizzę z karczochami i świeżymi ziołami, ziemniaczaną i pizzę z mieszanką z brokułów, parmezanu i ziemniaków. Wszystkie były świetne, zamówiłam jeszcze dwie inne na wynos, które zaspokoiły mój głód kilkanaście godzin później podczas przesiadki w Chinach;). Jedna była z pomidorami, świeżym czosnkiem i pietruszką, a druga z fenkułem i ricottą. Mam mieszane uczucia co do fenkułu, ale byłam zaskoczona jak pyszna była ta pizza! Pizzarium sprostało moim oczekiwaniom i adres z pewnością trafi do subiektywnego przewodnika.
Przedpołudniem spacerowałam przede wszystkim po dzielnicy Prati.
Kolejnym celem było odwiedzenie włoskich delikatesów, Franchi, które od wielu lat cieszą się popularnością wśród Rzymian. W sklepie można znaleźć mnóstwo wędlin, serów i najróżniejsze produkty pochodzące chyba ze wszystkich części Włoch.
Kupiłam krojona bresaolę, salami i parmezan, żeby zabrać coś włoskiego dla Magdy, która gościła (i jeszcze będzie gościć) mnie w Sydney. Zapakowane próżniowo produkty, idealnie nadawały się do przetransportowania.
Część sklepu to tavola calda, bar z gotowymi daniami, w których nie brakuje oldschoolowych dań ozdobionych plasterkiem sałaty, rzodkiewką i wywiniętą cytrynką, albo dań jak np. instalata russa, znana nam jako sałatka jarzynowa.
Tak jak w wielu innych sklepach, opłaty nie dokonuje się bezpośrednio u sprzedawcy, tylko płaci w kasie i wraca z paragonem po odbiór zakupów.
Idąc do Trastevere przeszłam znowu obok Watykanu.
W Trastevere zamierzałam znaleźć wzgórze, z którego rozpościera się widok na miasto.
Znalazłam ładnie położony park, w którym zastałam ciszę i spokój, ale widok na Rzym był w większości przysłonięty drzewami, więc to chyba nie było miejsce, którego szukałam.