Kosowo, najmłodszy kraj w jakim byłam, swoją niepodległość ogłosiło 17 lutego 2008.
Nie wiedziałam za bardzo czego się po nim spodziewać. Przez informacje, które docierały do mnie przez ostatnie lata, miałam w głowie coś w rodzaju czarno-białego kraju, z ruinami co krok i ludźmi wyglądającymi nieśmiało ze swoich domów.
Kosowo pozytywnie mnie zaskoczyło i mówię tu przede wszystkim o Prisztinie, stolicy.
Dookoła dużo się buduje, ludzie są otwarci (po 10minutowej rozmowie, chłopak zaproponował nam u siebie nocleg). Wyobraźcie sobie, że nawet street fashion nie stało na takim niskim poziomie, widzieliśmy sporo dobrze ubranych ludzi. Kawiarnie, restauracje były zapełnione.
Widzę pozytywną przyszłość dla tego miasta.

Poranek na dworcu autobusowym w Skopje. Ta kobieta, zamiast usiąść na wolnych krzesłach naprzeciwko, przepchnęła kuprem Kasię i wepchnęła się na jej miejsce;).

Tym razem północ a nie południe Macedonii, ale znowu niekończące się góry.
To była najprzyjemniejsza podróż ze wszystkich (pomijając te samolotem). Jechaliśmy dużym autokarem, byliśmy prawie sami, działa klimatyzacja. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy jeden z kierowców wyciągnął zimną wodę, rozdał kubeczki i nalał każdemu do pełna. Kiedy jedliśmy, dał nam gazety, żebyśmy się nie pobrudzili. A już najzabawniejsza była sytuacja, gdy zatrzymaliśmy się na poboczu, jeden z kierowców wysiadł i po chwili wrócił z melonami. Ze scyzorykiem w ręku poszedł na tył autobusu i zaraz wrócił z kawałkiem melona dla każdego. Smakował co prawda jak puree ziemniaczane, ale liczy się gest!
Kosowo uznałam za kraj stacji benzynowych, bo pojawiały się co jakieś 500metrów! Na naszej kilkudziesięciokilometrowej drodze, minęliśmy ich pewnie ponad 100. To było bardzo dziwne.
Prisztina.
Może ten obraz nie zachwyca, ale pamiętajmy, że zaledwie 10lat temu skończyły się tu walki wojenne.
Manekiny-dzieci przed jednym ze sklepów odzieżowych. Przerażające;).
Żebraczka…i fascynująca twarz.
Dało się zauważyć, że Bill Clinton jest tam lubiany.
Jak już mówiłam, Prisztina to jedno duże pole budowy.
Restauracja w centrum.
Prezydent Kosowa i przywódca kosowskich Albańczyków, Ibrahim Rugowa. Ludzie wiele mu zawdzięczają. Zmarł w 2006 roku.
Teatr narodowy.
To był w sumie jedyny napotkany budynek po którym było widać ślady wojny.
W jednym z barów zjedliśmy pyszne hamburgery z frytkami z serem i zapłaciliśmy 2,20euro.
Droga powrotna to był jeden wielki koszmar. Całą drogę nie było klimatyzacji. Najpierw staliśmy w korku a na przystanku za Prisztiną dosiadło się tyle ludzi, że ścisk był nawet w przejściu. W autobusie było jakieś 50’C. Żartowaliśmy, że brakuje jeszcze tylko, żeby pasterz z owcami się do nas dosiadł;).
Musieliśmy wrócić z powrotem do Macedonii, żeby na drugi dzień wyjechać do Bułgarii. Na granicy wysiedliśmy bo upał był nie do zniesienia. Nagle 35’C na zewnątrz okazało się przyjemnym chłodem.
Przeszliśmy przez granicę i czekaliśmy na autobus już po drugiej stronie. Pęknięta rura z lecącą zimą wodą dała nam tyyyle radości, pluskaliśmy się jak dzieci;).
Po ciężkim dniu czekała nas ciężka noc. Przez noc mieliśmy jechać do Bułgarii i dojechać nad ranem do Sofii. W Skopje, przed pójściem na dworzec poszliśmy do centrum handlowego i razem z Kasią umyłyśmy się praktycznie od stóp do głów w umywalce w publicznej toalecie;). Nie pytajcie jak…;D