Menu
Food

Saturday with Polish CouchSurfers.

Marcina znam najdłużej, bo od listopada. Jest przewodnikiem po Stanach i przy okazji chodzącą kopalnią wiedzy o San Francisco. Jego blog, to zbiór fotografii i mnóstwa ciekawych informacji nie tylko na temat San Francisco czy Kalifornii, ale też innych stanów oraz wielu odwiedzonych krajów.

Tomka poznałam kilka miesięcy temu, mieszka w USA od wielu lat. Szkoda, że nie prowadzi bloga, bo z jego pięćdziesięcioma odwiedzonymi krajami i masą świetnych zdjęć, na pewno nietrudno byłoby o ciekawą treść strony . Tomek, podobnie do mnie, ma obsesję na punkcie jedzenia;).

Ania i Michał zostają w San Francisco na kilka tygodni. Od dwóch lat są w podróży dookoła świata, z roczną przerwą na Australię, gdzie pracowali i zarabiali na dalszą część podróży. Po opuszczeniu Stanów wyruszą do Ameryki Środkowej, a następnie Południowej, gdzie zakończą podróż. Z ich bloga dowiecie się więcej szczegółów.

Barnaba jest w Kalifornii od tygodnia. Przyleciał z włoskiej Bolonii, gdzie studiuje, a teraz przez rok będzie uczył się w SF. Zarówno on, jak i Ania z Michałem, ‘surfują n kanapach’ Tomka:).


Z całą grupą spotkałam się w piątek wieczorem, zostałam na noc w mieście, a sobotę zaczęliśmy od meczu USA- Anglia na Haight Street.

Po strzelonej bramce przez USA, kiedy już szaleństwo ucichło, ale jeszcze delikatne uśmiechy pozostały na twarzach oglądających;).

Skrzyżowanie Haight i Ashbury, czyli miejsce, w którym rozpoczęła się era hippie;).


Z Haight przenieśliśmy się do Mission. Część poszła na kawę, a ja z Marcinem po pączka “z listy” ;).



Philz, miejsce z dobrą kawą.

A to mój spiced chocolate doughnut.

Siedzenie w coffee shopie z laptopem to jedna z amerykańskich tradycji;).

Kawa-mojito, bardzo dobra.

Po kawie poszliśmy na tacos, które według Tomka są najlepszymi w mieście.



Wnętrze to przede wszystkim sklep mięsny.



Zamówiłam taco ze świńską głową, które było w porządku, natomiast taco z chorizo było rewelacyjne!

Jedliśmy na schodku przed sklepem i w samochodzie.



Później przejechaliśmy przed Golden Gate i dotarliśmy do Kirby Cove, miejsca które chciałam odwiedzić, a nie miałam wcześniej okazji.

Schodziliśmy ze wzgórza, żeby dojść do plaży.


Piękne miejsce na camping, niestety miejsca trzeba rezerwować z rocznym wyprzedzeniem…

Niewielka, pusta plaża z widokiem na most i miasto.



Ania.

Barnaba.

Odpoczywający Tomek, Michał i Ania.

Wspieliśmy się z powrotem na wzgórze. A tak wygląda wjazd na Golden Gate od strony północnej (zachodniej mostu).

Popularny punkt widokowy.

Taki obrazek pojawia się na wielu pocztówkach.


I pora była wracać.

Zatrzymaliśmy się w organicznym supermarkecie, żeby zrobić zakupy na kolację.

Barnaba, jako że przyleciał z Włoch, miał za zadanie ugotować pastę.

Pojechaliśmy do mieszkania Tomka.

Marcin.

Michał przygotowywał tiramisu.

kotka Tomka- Michalina, zwana częściej po prostu Misią;).

Widok z balkonu.


Nie pamiętam nazwy pasty (wstyyyd), ale była z pomidorami, boczkiem, suszonymi paryczkami i pecorino.


Do północy oglądaliśmy 16sty sezon amerykańskiego programu “Amazing Race”, w którym kilkanaście par wyrusza w podróż dookoła świata, mierząc się z różnymi zadaniami, walcząc z czasem oraz resztą drużyn. Nagrodą jest milion dolarów.
Oglądanie tego programu w gronie doświadczonych podróżników było naprawdę zabawne;).