Menu
Food / Podróże

Second attempt to capture Rome’s spirit.


W piątek wyszliśmy z hostelu wcześnie z rana i zwiedzanie zaczęliśmy od pobliskiej Bazyliki Santa Maria Maggiore.

 Później poszliśmy do Bazyliki San Giovanni Laterano.

Po raz kolejny przeszliśmy obok Colloseum, ale nocą podobało mi się bardziej niż w dzień.

Forum Romanum.

Zmęczoni ilością turystów przy drodze prowadzącej z Colloseum i Forum Romanum z radością skręciliśmy w końcu w jedną z wąskich uliczek. Znalezliśmy się na niewielkim placu, gdzie tylko starszy pan stał w fartuchu przed swoim sklepem, znudzony brakiem klientów zabijał czas obserwując ulicę.

Rzymskie kotki okazały się gigantyczne.

Tort pokryty spaghetti w jednej z cukierni.

Restauracja Roscioli serwuje świetne włoskie jedzenie, niestety trochę za drogie na naszą kieszeń, więc poszliśmy do pobliskiej piekarni należącej do tego samych właścicieli.

Z daleka zobaczyłam większą grupkę ludzi stojących przed budynkiem i wiedziałam, że to musi być to miejsce.

Piekarnia Roscioli oferuje m.in chleb, słodkie wypieki (w tym popularne teraz przed świętami babki panettone), ale ludzie najchętniej przychodzą tu na pizzę na wynos.

Tarta z ricottą i czekoladą. Jadłam mniejszą na drugi dzień, pyszna!

Podłużne pizze krojone są na kawałki według życzenia klienta, składane na pół jak kanapki i zawijane w papier. Bardzo popularna przekąska, którą serwowuje wiele piekarni. Ceny podawane są w kilogramach, wahają się od 10-15euro. Kawałek, którym można się spokojnie najeść kosztuje ok 2-5€.

Nie chcieliśmy jeść na stojąco, więc poszliśmy na schody pobliskiego kościoła, gdzie wcześniej widzieliśmy innych ludzi jedzących lunch.

Wojtek kupił przed moim przyjazdem salami, prosciutto, ser i dwa rodzaje oliwek. Zabraliśmy je ze sobą i zjedliśmy do pizzy.

Pizza była świetna, chrupiące ciasto, dobrej jakości sos pomidorowy i mozarella. Na drugi dzień przed wyjazdem Wojtka wróciliśmy po jeszcze jeden kawałek.

Kwiaciarnia na kółkach.

Ten kościół był nietypowo wciśnięty między dwa budynki, tworzył fajny klimat uliczki.

Przez Piazza Navona przeszliśmy z krzywymi minami. Na tym pięknym placu znajdował się kiczowaty jarmark, głównie skierowany do dzieci. Balony, maskotki do ustrzelenia i te sprawy. Już lepszym pomysłem byłoby postawienie tutaj jakiegoś gustownego jarmarku świątecznego, chociaż z tego co widziałam, to dla turystów była to atrakcja.

Przed wyjazdem zapisałam sobie adresy trzech upatrzonych lodziarni. Razem z Wojtkiem poszliśmy do Della Palma i chyba jeszcze żadna lodziarnia nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Wielu uważa, że serwują tam najlepsze lody w mieście. Smaki ciągnęły się w nieskończoność i ciężko było podjąć decyzje co wybrać.
Mówi się, że Rzym jest stolicą najlepszych gelati na świecie i w Della Palma byłam w stanie w to uwierzyć.

Ilość lodów czekoladowych rozłożyła mnie na łopatki.

Zdecydowaliśmy się na średni kubek (3,50€) z trzema smakami. Wybrałam profiterolkowy, panna cotta i ostatni, którego nazwy nie pamiętam, ale zawierał kilka smaków m.in kasztanowy. Ledwo poradziliśmy sobie z rozmiarem, bo byliśmy najedzeni, ale chyba nie muszę pisać, że lody były pyszne?;)