Relację z San Diego rozpocznę z powietrza.
Mam chyba ostatnio szczęście do pilotów, bo w styczniu dzięki Timowi latałam nad Florydą, a tym razem (poraz kolejny dzięki couchsurfingowi) udało mi się zobaczyć z nieba San Diego. Najśmieszniejsze, że obie historie są dość mocno powiązane. Tata couchsurfera u którego spałam w San Diego pomijając to, że jest pilotem, pisze programy do nauki dla pilotów, tych samych, z których uczy się Tim i cała reszta pilotów w Stanach. Co więcej, filmy video, oglądane przez przez nich w ramach nauki, kręcone są na tym samym lotnisku i w samolocie, którym leciałam w sobotę;).
Couchsurfer, który mnie gościł, wracał z podróży dopiero dzień po moim przyjeździe, więc przez pierwszy dzień ‘opiekował’ się mną jego tata. Kiedy w sobotę rano zaproponował mi wspólny lot, bardzo się ucieszyłam.
Przy pierwszym locie (na Florydzie) byłam lekko poddenerwowana, ale teraz czułam się już zupełnie wyluzowana.
Bezpośrednim powodem lotu było przetestowanie nowego oprogramowania, w znajdującym się w samolocie komputerze.
Lecąc w stronę centrum. Przedpołudnie było niestety pochmurne, co często zdarza się w San Diego o tej porze roku.
Sea World, jedna z ważniejszych atrakcji turystycznych miasta.
Akurat żaden samolot nie lądował/startował na San Diego International Airport, więc dostaliśmy od wieży kontrolnej pozwolenie na przelot nad nim:).
Centrum San Diego, w kolejnych dniach zobaczycie zdjęcia tych miejsc zrobione z ziemi;).
Most Coronado, łączący San Diego z wyspą Coronado.
San Diego jest dużym i znanym portem amerykańskiej marynarki wojennej. Prawie wszystko co widzicie na zdjęciu należy do wojska.
Klify, lecąc na północ miasta.
Podczas tego lotu dużo bardziej przysłuchiwałam się wieży kontrolnej i temu co się działo. Przez katastrofę lotniczą prezydenta i jednego z wydań Faktów Tvn na temat przyczyny rozbicia Tupolewa, wiedziałam co oznacza jedno ze słyszanych w samolocie ostrzeżeń i byłam zaskoczona, że zapamiętałam to z TV;).
Góra Soledad i stojący na szczycie pomnik Weteranów w dzielnicy La Jolla.