Będąc na Lower East Side weszłyśmy do bardzo fajnej księgarni/ sklepu z pamiątkami.
Julia nie mogła się zdecydować które kartki kupić, bo wszystkie były fajne.
New York is a friendly town.
W poprzednim poście wspominałam o książce piekarni Babycakes, którą widzicie na półce. Wyżej przepisy z Magnolia Bakery, którą też już powinniście kojarzyć.
Na którejś z aleji trafiłyśmy na tłum longboarderów.
Cupcake shop.
Cupcakes z ciastkami Oreos. Przestałam kupować cupcakes, teraz już tylko fotografuje, bo straciłam nadzieję, że znajde jadalne, bez kilograma cukru w jednej babeczce.
Whoopie pies, te też są ledwie zjadliwe, ale sama muszę je upiec i zmodyfikować przepis.
6 Aleja.
Ostatnim przystankiem przed pożegnaniem z Julią był Shake Shack. Ich hamburgery uznawane są za jedne z najlepszych w mieście. Restauracja ma kilka lokalizacji na terenie Nowego Jorku oraz jedna w Miami. Najbardziej trafionym miejscem jest według mnie to w Madison Sq Park, bo niezwykle rzadko zdarza się, żeby w parkach można było zjeść coś dobrego i niedrogiego, co nie jest obleśnym hot dogiem, preclem lub bezsmakową sałatką w wygórowanej cenie.
Shake Shack stara sie uzywac organicznych skladnikow, co stawia ich jedzenie półkę wyżej od fast foodu typu Mc’Donald’s. Ich lokale sa zawsze zapchane, a w Madison Sq Park mozna spotkac sie z naprawde dluga kolejke, kiedy dopisuje pogoda.
Cheeseburger był rzeczywiście bardzo dobry i takie same były też frytki. Shake Shack swoim statusem przypomina mi troche kalifornijski In -N- Out Burger. Tamtejsze burgery sa niemalze kultowe, chociaz siec restauracji jest znacznie bardziej rozbudowana, tansza i tez gorsza jakosciowo.