Singapur wzbudził we mnie dużo emocji. Po przekroczeniu granicy malezyjsko- singapurskiej zaczęłam uważnie obserwować zmieniające się obrazy za oknem, a w mojej głowie pojawiło się mnóstwo myśli. Nagle w środku Azji, poczułam się jakbym wieżdżała do jakiejś zachodniej metropolii. Porządek od razu rzucił mi się w oczy, ilość bloków mieszkalnych, wieżowców też. To drugie, po Monako, najgęściej zaludnione państwo, chociaż wieczorne pustki na ulicach tego nie sugerowały. Było około godziny 22, ale mijany osiedlowy kort tenisowy pękał w szwach. Pomyślałam, że ludzie dbają o kondycję o tak późnej porze, bo dopiero wrócili z pracy, w której Singapurczycy spędzją wyjątkowo dużo czasu.
Różne opinie słyszałam na temat Singapuru, jednych zachwyca, drugich wręcz przeciwnie. Nic dziwnego, że budzi skrajne emocje, dużo w nim kontastów. Jedno z najszybciej rozwijających się państw, o bardzo liberalnej gospodarce, a jednocześnie pełna kontrola mediów przez rząd i brak poszanowania dla wolności słowa. Słynne już zakazy i kary pieniężne za sprzedawanie/ żucie gumy (żeby nie oblepiać chodników), plucie, nie spłukiwanie publicznych toalet i wiele innych. Ponadto nadal obecna jest kara chłosty, a Singapur prowadzi na świecie pod względem najwyższej liczby wyroków śmierci w przeliczeniu na ilość mieszkańców. W zamian jest czysto, spokojnie i bezpiecznie, a dopóki towarzyczyć temu będzie również wzrost gospodarczy, ludzie nie będą narzekać nawet na brak wolności słowa, bo tutaj bardziej liczą się pieniądze.
Przystanek na którym wysiadłam znajdował się ok 20min spacerem od hostelu. Będąc jeszcze w Melace zrobiłam telefonem zdjęcie mapy online i bez problemu trafiłam na miejsce.
Po zostawieniu rzeczy poszłam na spacer. Było późno, ja zmęczona po intensywnym dniu, ale i tak skończyłam na przejściu kilku kilometrów.
Pamiętacie jak pisałam o zupie z jaskółczego gniazda? Mijałam kolejną restaurację (po lewej), która specjalizowała się w tym daniu.
Toast Box to śniadaniowa sieciówka, mająca przypominać kawiarenki z lat 60tych serwujące kawę i tosty. Wybrałam się tam na drugi dzień na pierwsze śniadanie.
Ponieważ była to piątkowa noc, w ścisłym centrum nie brakowało ludzi. Zauważyłam dużą liczbę niemieckich turystów, zwłaszcza tych starszych i bogatych.
Dzieciaki na longboardach? Gdzie my jesteśmy, w LA? Szerokość dróg też mi to sugerowała;).
Mijałam ekskluzywne hotele i restauracje i po raz pierwszy od trzech tygodni znowu poczułam się biedakiem, który co najwyżej może podziwiać wystawy w sklepach. Na Filipinach, Tajlandii, w Malezji było na odwrót i w ogóle o tym nie myślałam, a w Singapurze znowu dopadło mnie to znajome z mojego świata uczucie haha.
Syf w parku, typowy dla tego miasta. Żartuję oczywiście.
Marina Bay ze słynnym hotelem Sands Skypark za 6mld dolarów, który funkcjonuje dopiero od dwóch lat. Trzy hotelowe wieżowce z najdroższym kasynem i dachem w kształcie statku, gdzie znajduje się 150m fantastyczny basen, najwyżej położony na świecie (55 piętro) tej wielkości basen.
Marina Centre.
Przydałoby się następnym razem oddzielić ‘małą sumkę i zatrzymać w tym hotelu chociaż na jedną noc. Popływanie w ich basenie kusi mnie, odkąd natrafiłam kiedyś w internecie na zdjęcie stamtąd;).
Fontanna widoczna na zdjęciu, merlion, to połączenie głowy lwa z ciałem ryby, a zarazem symbol Singapuru. Ryba nawiązuje do rybackiej przeszłości miasta, a lwia głowa odzwierciedla znaczenie słowa Singapur- miasto lwa.
Dzięki Wam gromadzę coraz więcej głosów, jestem na drugim miejscu, ale nadal dzieli mnie 30 punktów od pozycji lidera. Mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni:).