Oaza spokoju i zieleni.
Mnóstwo domów dookoła, wydających się być pustymi. Na ulicy pojawia się od czasu do czasu człowiek, ale tylko razem z psem, wózkiem lub uprawiający jogging. Zaledwie po tygodniu pobytu tutaj, mnie samą zdziwił widok kobiety niosącej zakupy.
Chodniki po jednej stronie ulicy w zupełności wystarczają, będą jak nowe przez wiele, wiele lat.
Śmieci na ulicach nie widać, bo nie ma ich kto tam wyrzucać.
Żadnych żuli, plotkujących sąsiadek, chłopów na balkonach wołających z 10 piętra kumpli stojących pod blokiem. Żadnych telewizorów lądujących w ogrodzie i piłek wrzuconych przez płot. Czasami słychać okrzyk “Hi daddy!”, ale nie widać zasmarkanych dzieci lepiących pączki z piasku.
Nie biega się po śmietanę po sklepu, bo nawet jak na jogging to za duża odległość.
A pośród tych pięknych domów, równych trawników i żywopłotów łatwiej się zgubić niż gdziekolwiek indziej. Mieszkańcy poza swoją ulicą nie znają żadnej innej w pobliżu, nie ma takiej potrzeby.
Dzień jest cichy jak noc, noc cicha jak dzień.
Okolica zdecydowanie inna od tej dobrze mi pamiętanej.
Mój dom od przodu.
Ulica prowadząca do domu.
Dom od tyłu. Z prawej strony u góry, to moje okno.
Zaległy outfit.
Widok z mojego okna na Zatokę San Francisco.
A tu widok z prawej strony. Woda tuż przy domu i kawałek dalej to taka sztuczna rzeczka;)
jacket: second hand
This is my host-family’s house, where I’ll stay for a year and the view from my room- San Francisco bay.