To był ostatni dzień Kristyny w San Francisco (znalazła nową host rodzinę w Washington D.C.), więc pokazałam jej kilka miejsc, których wcześniej do końca nie znała.
Tego dnia robiłam zdjęcia wyłącznie 50tką (obiektywem 50mm f 1.8) i uświadomiłam sobie, że muszę go używać znacznie częściej.
Podczas lunchu Kristyna spytała mnie, jak by wyglądał mój ostatni dzień w San Francisco. Musiałam się chwilę zastanowić, ale mniej więcej mogłam sobie wyobrazić, jakby ten dzień wyglądał, zresztą przecież to nastąpi już niedługo i wtedy naprawdę będę musiała zmieścić w kilkunastu godzinach wszystko to, co lubię w tym mieście najbardziej.

Pokazałam jej budkę z czarno-białymi zdjęciami w jednym z second handów, gdzie sama często robię zdjęcia.

Na lunch wybrałam Zazie, w którym znajduje się danie z “listy”

Klasycznie lokal był pełny i musiałyśmy chwilę poczekać na wolne miejsce.

Usiadłyśmy w ogródku na tyłach restauracji.

Zamówiłam jajka w koszulkach z sosem holenderskim, a pod przykrywką mięso kraba i awokado na angielskim muffinie. Przepyszne!


Uwielbiam moment pękającego i rozpływającego się żółtka:).

Restaurację już zamykali, więc zrobiło się pusto.





Później zaparkowałyśmy na Mission i przeszłyśmy się Valencią, zmierzając do parku.

Ktoś zorganizował na ulicy wyprzedaż rzeczy własnych, co zdarza się tu często.

Kristyna musiała spróbować lodów z Bi Rite przed opuszczeniem Californii. Ja zamówiłam deser Sundae z gałką truskawkową-ocet balsamiczny i ciasteczkową, na to sos czekoladowy, kawałki brownies i bita śmietana.

Od początku mojego pobytu w SF planuję wziąć się za zdjęcia street fashion i ciągle tego planu nie zrealizowałam!! Grrr…. Może w ten weekend?

Usiadłyśmy na trawie w parku Dolores.


Podoba mi się zwyczaj puszczania baniek mydlanych.


Nie lubię prosić nikogo o zdjęcia bo nigdy nie chce mi się tłumaczyć zasad działania aparatu i jak chciałabym, żeby zdjęcie było zrobione;)).




Ten facet przypominał mi z twarzy Johnego Deppa;).





