Na St. Lucii nie zaczęłyśmy zwiedzania od stolicy, tylko wybrałyśmy się do Parku Narodowego Pigeon Island.
Po drodze do PN zatrzymałyśmy się, żeby zobaczyć podobno najładniejszą plażę St. Lucii. Po dwóch dniach plażowanie nie miałyśmy już na to ochoty, a sama plaża nie była aż tak ładna, jak te, które widziałyśmy do tej pory.
Pigeon Island było bardzo urokliwym miejscem.
Chciałyśmy wspiąć się na tamtejsze wzgórze, więc po przyjeździe poszłyśmy od razu właśnie tam.
Było bardzo wietrznie i całe szczeście, bo w przeciwnym razie możnaby paść z gorąca.
Wyżej i wyżej…
Ostatni fragment wspinaczki.
Widoki byly piękne, z każdej strony coś innego.
Na tym zdjęciu widać ten wiatr najlepiej;).
Spojrzenie na południe. St. Lucia jest górzystą wyspą, pochodzenia wylkanicznego.
W XVII wieku Brytyjczycy wypatrywali stąd statków pirackich.
Po jakimś czasie zeszłyśmy na dół i weszłyśmy do połowy na górę, która widzicie na 6tym zdjęciu od góry.
Podobała mi się ta ścieżka.
Obróciłam się, żeby zrobić zdjęcie góry, na której przed chwilą byłyśmy.
Nacieszyłyśmy się widokami, zrobiłyśmy kilka zdjęć i zeszłyśmy na dół.
W parku można było urządzić sobie lunch, a w gazeebo, które tu widzicie można wypożyczyć na uroczystość ślubną.
Poszłyśmy w stronę morza z drugiej strony. Na północ od St. Lucii można było dojrzeć Martynikę, która znajduje się niedaleko.
Fale były znacznie większe, morze wyglądało bardziej jak Atlantyk, chociaż wciąż było to Morze Karaibskie.
Druga część pobytu na St. Lucii- w kolejnym poście.