Poza zdjęciami z Diany Mini, które wrzucę tu któregoś dnia (choć nie wyszły za dobrze), to chyba oficjalnie ostatni post z Japonii. W ogóle cała relacja nie była raczej wyjątkowo udana, czuję niedosyt pod kilkoma względami. Wygląda na to, że najlepiej z tego wszystkiego wyszło video, do którego kręcenia nawet nieszczególnie się przyłożyłam i dopiero montaż przyniósł niezły efekt. W zdjęciach nic nowego, zdaje sobie też sprawę, że niektórym mogło brakować refleksji, opisów, spostrzeżeń. Nie każdą podróż przeżywam tak samo i nie do każdego miejsca potrafię się odnieść w podobny spoób. Różne rzeczy siedzą we mnie i niestety nie wszystko potrafię ‘przelać na papier’.
Naturalne jest to, że miejsca w których się mieszka porównuje się do tych, które miało się okazję odwiedzić. Złapałam się ostatnio na porównaniu Birmingham do Tokio, kiedy jadąc autobusem ktoś puścił muzykę na głos, zapominając rzecz jasna o tym, że nie wszyscy mają ochotę jej słuchać.
– W Japonii nikt by się na to nie odważył. – pomyślałam z lekkim uczuciem tęsknoty za spokojnym podróżowaniem środkiem transportu bez obscenicznie zachowujących się ludzi.
Tam każda jazda metrem była taka taka sama, bo przecież nawet o utrudnieniach w ruchu nie było mowy. A podróży towarzyszyły zawsze neutralne spojrzenia, z których niewiele dało się odczytać, choć jasne było, że gdzieś głębiej pod skórą kryje się dużo więcej. Na ulicach minęłyśmy tak wiele twarzy, ale wszystkie były do siebie podobne. Owszem, wygląd niektórych wręcz zabiegał o uwagę, ale nie o niebieskie włosy tutaj chodzi. W pamięci zapadła mi na przykład trójka starszych panów w pociągu z Kioto. Rozsiedli się na siedzeniu na przeciwko nas i podśmiechiwali przez całą drogę. Wyróżniali się, byli radośni, wyluzowani. Tego luzu trochę mi brakowało, było za grzecznie, tak jakby każdy miał linijkę w piórniku i nigdy nie zdarzyło mu się zgubić zakrętki od długopisu, a na pytanie nauczycielki wszyscy w klasie podnosili ręce w gorę. Ponadto gorączkowe reakcje i wywoływanie nerwowości tam gdzie jest zbędna…To zauważyłam już na samym początku, w pierwszym kontakcie z parą japońskich celników na lotnisku. Później każde kolejne spotkanie z miejscowymi wywoływało podobne wrażenia.
Trochę też bezduszna wydawała mi się Japonia, niezależnie czy byłyśmy w zatłoczonym centrum Tokio czy spokojnej, okrytej historią Narze. Nie dało się wśród ludzi zauważyć radości z życia, raczej ciągłe spłoszenie.
Jeszcze przed wyjazdem przeczytałam w Kontynentach artykuł Pauliny Wilk, dość pesymistyczny tekst na temat Japonii, ale w dużym stopniu trafny i świetnie napisany. Pomyślałam sobie wtedy, że po powrocie przytoczę go na blogu. Prawie o nim zapomniałam, bo tamten numer Kontentów gdzieś zapodziałam, ale znalazłam dłuższy fragment tego samego artykułu w internecie i mam nadzieję, że poniższy cytat zachęci Was do przeczytania reszty pod tym linkiem.
“Wśród gigantycznych azjatyckich metropolii Tokio jest jedyną pozbawioną zapachu jutra. Nie wibruje od zgiełku jak Delhi – pełne zniecierpliwienia i tłumów przeciskających się do lepszego życia. Nie jest, jak Hongkong, futurystyczną grą komputerową – imponującym systemem, w którym ludzie to tylko pionki technologicznego imperium. Ani jak Szanghaj, który wymyśla siebie na nowo – burzy wszystko co stare i buduje udoskonalone dzielnice, z przekonaniem, że nowocześnie znaczy lepiej. Japońska stolica nie przypomina też Manili, z jej żywotnością i kontrastami, gdzie obok slumsów rosną szklane siedziby globalnych korporacji, a ulice drżą w oczekiwaniu na gospodarczą eksplozję, bo najlepsze ma dopiero nadejść.
W Tokio panuje cisza. Jak na planie filmu, którego reżyser dawno krzyknął “cięcie!”. Dwadzieścia lat po wielkim finale aktorzy poruszają się w tych samych dekoracjach, odtwarzając wyuczone gesty. Są posłuszni regułom wolnorynkowego scenariusza, doskonale wytrenowani. Być może świadomi, że wszystko już było. Japonia pracuje jak sprawdzona maszyna – zgodnie z jedynym znanym sobie trybem, wciąż wydajnie, ale coraz bardziej ociężale. Częściej dopadają ją usterki i awarie, przegrywa z naturą. Starzejące się społeczeństwo, które dawno już doświadczyło szoku przyszłości, nie ma siły na kapitalistyczną rywalizację.”