Menu
Historie / Podróże / Życie

Dwa różne Williamsburgi.

W mój pierwszy dzień w Nowym Jorku ludzie internetu połączyli swoje siły. Z Aretą spotkałam się niedawno w Warszawie, więc już zdążyła oczarować mnie swoją osobą, ale za to po raz pierwszy miałam okazję uściskać Ewelinę Gralak. Wirtualnie znamy się jeszcze czasów, kiedy na moim blogu było więcej mody niż podróży, także mogłyśmy pośmiać się z początków blogowania.
To chyba podwójnie miłe uczucie, kiedy ktoś, kogo lubisz za to, co pisze/pokazuje w internecie, okazuje się być jeszcze bardziej pozytywną osobą w rzeczywistości. Zawsze uważałam Ewelinę za jedną z najlepszych polskich blogerek modowych, a przy tym jedną z najbardziej niedocenianych. I dlatego też wyjątkowo cieszy mnie fakt, że trafiła do magazynu Elle i że przerodziła swoją modową pasję w pracę.

W sobotę rano obmyśliłam plan, gdzie mogłabym zabrać ekipę, bo ani dla Areta, Eweliny, ani ich kumpla Patryka, nie był to pierwszy raz w mieście i wycieczka po East Village czy Lower East Side raczej odpadała. Do głowy przyszedł mi zamieszkany przez ortodoksyjnych Żydów Południowy Williamsburg. Dzielnica granicząca z hipsterskim Williamsburgiem gdzie można przenieść się w czasie o ponad 100 lat albo poczuć jak na planie filmu.
Wrzuciłam już kiedyś posta ze zdjęciami stamtąd.

Niestety było potwornie zimno, więc samo spacerowanie nie należało do najprzyjemniejszych. Przy okazji przypomniało mi się, że Nowy Jork zimą to po prostu nie to samo. Jeżeli wybieracie się do NYC po raz pierwszy (a nawet któryś z kolei), nie róbcie tego zimą. Połowa magii miasta zamarza wraz z wodą w kałużach.

Untitled
Niestety była sobota, a więc szabat, w kulturze żydowskiej dzień wolny od pracy. Wszystko było pozamykane, a szkoda, bo w Oneg Heimishe Bakery mają podobno pyszne wypieki.
Untitled  Untitled
Zmarznięci spacerowicze. Untitled
Żydowska wersja “Zgadnij Kto To?”Untitled
Szkolny autobus.
Untitled
Z South Williamsburg spacerkiem do Hipsterlandu.Untitled
Przerwa na gofra z masą Speculoos i bitą śmietaną.Untitled
Miłym zaskoczeniem było zobaczenie, że Brooklyn Flea Market przeniósł swoją zimową lokalizację na Williamsburg, kilka kroków od miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Byliśmy przemarznięci, a to brzmiało jak idealny plan na rozgrzanie się.Untitled
S’mores przed opalaniem pianek marshmallows.Untitled
Część Brooklyn Flea Market to stoiska z jedzeniem. Byliśmy większą grupą, wiec mogliśmy spróbować kilku różnych pyszności. Patryk zaczął od mini kanapki z mostkiem wołowymi. Nie próbowałam, ale widziałam jak krojono mięso i zapach podpowiadał, że musi być niesamowite. Untitled
Ja i Ewelina zamówiłyśmy danie inspirowane kuchnią filipińską, z ryżem w mleku kokosowym z kurczakiem, tofu lub pork belly, marchewką, ogórkiem, piklowanym imbirem, tajską bazylią, pietruszką.Untitled
Próbowałam w przeszłości hot dogów z Asia Dog i każdy był super, dlatego namówiłam Patryka na wersję z kimchi i wodorastami. Untitled
Meatball Sandwich. Untitled
Donut Cafe Au Lait ze piekarni Dough. Na wierzchu pokruszone pekany, a jeszcze w polewie wyczuwalna była masa Speculoos, co już w ogóle zmieniło tego pączka w jednego z lepszych jakie jadłam.Untitled
Po pchlim targu rozdzieliliśmy się, Ewelina miała do załatwienia kilka spraw, a ja z Aretą i Patrykiem ruszliśmy do Barnes & Noble i kilku innych sklepów. Najbardziej urocze miejsce na jakie trafiliśmy, to Dog Daycare na 6th Ave, czyli powiedzmy, że przedszkole dla psów.