Menu
Uncategorized

The Christmas magic came to town.


Po przyjeździe do SF zaczęłam od wizyty w Castro, gdzie chciałam pójść do fryzjera wyszukanego wcześniej w internecie. Niestety okazał się być salonem męskim, więc jeszcze przez minimum tydzień będę musiała męczyć się z najbardziej poplątanymi włosami świata…

Zawsze kiedy mijam jakiś zniszczony wiktoriański dom w SF, to robi mi się go szkoda;).

Przechodząc obok Bi Rite nie mogłam się powstrzymać od wejścia do środka.

Bi Rite to oldchoolowe delikatesy działające od kilkudziesięciu lat. Można tam dostać produkty, których nie dostanie się w zwykłym supermarkecie. Większość z nich jest organicznych, lokalnych i tak apetycznych, że mogę przeglądać półka po półce…




Podają tu też jedzenie, następnym razem zdecydowanie wpadnę na kanapkę!

Czekolady marek, których wcześniej nie widziałam na oczy. Najbardziej zainteresowała mnie czekolada z bekonem, ten zakup również odłożyłam na następną wizytę;).

Degustacja domowych truffli przed Bi Rite.

Oczywiście wszystko mi smakowało;).

W końcu doszłam do Valencii. Odwiedziłam kilka second handów, ale nic nie kupiłam. Stamtąd pojechałam do centrum.

W Urban Outfitters.

To mój trencz z GAPa, którego jeszcze nie prezentowałam. W UO nie kupiłam nic.

DSW to sklep z butami, torebkami projektantów i innych marek po niższych cenach. Tutaj półka z butami Balenciagi. Były w promocji, po 99$(!). Szkoda, że żadne nie przypadły mi szczególnie do gustu…


Banana Split cupcake na podwieczorek;).

Macy’s jest najładniej ozdobionym sklepem w mieście.


Świąteczne tłumy.

Choinka na Union Square.