W zeszłą niedzielę Susan zawiozła nas do uroczego miasteczka Regensberg, a stamtąd wracaliśmy do domu z Jeffem górskim szlakiem. Spędziliśmy w tej miejscowości sporo czasu, zachwycając się jej klimatem i starą, szwajcarską zabudową.
Wygląd i położenie tego cmentarza sprawiło, że był chyba najpiękniejszym na jakim byłam.
Wiele wyżej położonych domu, z których rozpościerał się piękny widok miało ogromne okna, a czasami całe ściany były jedną wielką szybą. Marze o takim domu, choć ten akurat wyglądał dość zabawnie.
Miasteczko Regensberg w dole, czyli nasze wspinanie się na szczyt pobliskiej góry;).
Będąc na szczycie, idąc wąską ścieżką natrafiliśmy nagle na miejsce bez drzew, z ławką i pięknym widokiem w dole. Tam postanowiliśmy zjeść lunch.
Jezioro, które można dostrzec w oddali i miasto je otaczające to Zurych.
Popołudnie na tarasie.
Do piwa dostaliśmy chipsy wasabi gratis. Lubię wasabi, ale nie smakowały za dobrze.
Do naszej couch-rodziny przyjechała w odwiedziny Anne-Marie, z którą znają się od dziecka. Urodziła się w Wettingen, ale później jej rodzina przeprowadziła się do USA. Teraz mieszka niedaleko w San Francisco, więc kiedy już tam będę, zapewne się spotkamy.
Świetnie się bawiłam jeżdżąc z Jeffem na longboardach po Wettingen. Po powrocie do domu zmontowałam video z tego co nakręciliśmy.