Drugi dzień mieliśmy spędzić na plaży, ale ponieważ niebo było pochmurne, przełożyliśmy plany na następny dzień.
Śniadanie na tarasie. Aris miał największy balkon, na jakim kiedykolwiek byłam. Mieszkanie na ostatnim piętrze + wysoka tempereatura każdego dnia- taki gigantyczny taras to zbawienie:).
Taras naprzeciwko był dokładnie taki sam i dobrze obrazuje balkon Arisa. Zaczyna się przy białych drzwiach po lewej, a kończy pod zielonymi markizami.
Targ staroci w okolicy, gromadził głównie staruszków.
Rano wybraliśmy się na targ.
Pomidory za 1kg za 30centów. Zakupy u tego pana były chyba najbardziej udanymi pod czas całego wyjazdu. Zapełniliśmy całe torby, a zapłaciliśmy 1euro;).
Zdecydowaliśmy się na te ryby myśląc, że w kolejnych dniach kupimy owoce morza. Nie starczyło jednak czasu, a ja żałuję, że nie wykorzystałam takiej okazji…
Chleb, melon i dolmadakia- greckie gołąbki.
Kasia z Marcinem kupili na spróbowanie po jednym ciastku z każdego rodzaju w pobliskiej piekarni. Ja przerabiałam to już w dzielnicach bliskowschodnich w Londynie, chociaż dobrej baklavie akurat ciężko odmówić;).
Byłam szefem kuchni na tym wyjeździe, ale tu muszę wspomnieć, że z Kasią podzielamy tą samą pasję do jedzenia:).
Każdy posiłek jedliśmy na zewnątrz.
Zrobiłam na kolację fetę na ciepło w pomidorach, podawaną na sałacie z oliwkami, ogórkiem, polaną octem balsamicznym:).
Grecki chleb z pastą bakłażanową i z czarnych oliwek:).
Najedzona i zmęczona Ula, popijająca lodowatą wodę z cytryną w upalny wieczór;).
Później wodę zamieniliśmy na tanie i pyszne greckie wino.
Wieczór spędziliśmy z Arisem, poznając się bliżej, pijąc wino, gadając o różnicach między Grecją a Polskę i o czym tylko się dało;).
Zdjęcie autorstwa Katarzyny;).
Późnym wieczorem razem z Arisem i jego dziewczyną wyszliśmy na miasto. Ostatecznie wylądowaliśmy na tej łodzi, przerobionej na lokal.
Po jakimś czasie wypłynęliśmy w rejs podziwiając Saloniki nocą:).