Do Vinegar Hill zaprowadzila mnie wizja zjedzenia dobrej kolacji.
Bylam tez oczywiscie ciekawa samej okolicy, nieznanej mi do tej pory, polozonej nad East River, skad najblizsza droga na Manhattan prowadzi przez Brooklyn Bridge.
Vinegar Hill House to dosc niepozorne miejsce. Gdybym go nie szukala, to pewnie przeszlabym obok budynku, nie zauwazajac, ze znajduje sie tam restauracja.
Po roku w San Francisco przekonalam sie, ze wszystko bez szyldu warte jest odwiedzenia.
Jesli lokal nie jest latwy do odnalezienia, to znaczy, ze obojetnie czy beda pojawiac sie tam nowi klienci, czy nie, miejsce nie zmieni swojej renomy. Ci, co powinni, juz o nim wiedza, a reszcie ktorej zalezy na dobrym jedzeniu, tez uda sie odnalezc ta restauracje.
Teraz i ja o niej wiem i na pewno tam wroce.
Ceny nie sa niskie, ale jedzenie wspaniale. Zamowilam osmiornice z pieca (Oven Roasted Octopus: charred lemon, olives, cauliflower, lamb’s quarter), ktora byla chyba najlepsza jaka jadlam.
Na deser wybralam najlepiej oceniany Chocolate Guiness Cake with Cream Chesse Frosting.
Ciasto bylo pyszne, ale kluczem do jego smaku bylo wedlug mnie ‘cream chese frosting’.
Bez warstwy serowej masy, osobiscie brakowaloby mi czegos w tym intensywnie czekoladowym kawalku tortu. Najwazniejsze, ze byla ona lekko slona, a nie do-porzygania-sie-slodka, jak to zazwyczaj bywa w amerykanskich ciastach.
Zawiodlam sie tylko na zakazie robienia zdjec wewnatrz. Nie pomoglo blagalne “pleeeeaaase”;). Podobno wlasciciel chce miec kontrole nad tym co pojawia sie w mediach. Zrobilam blad siadajac przy barze, gdzie bylam pod ostrzalem pracownikow, ale nastepnym razem usiade gdzie indziej i zlamie zakaz nie tylko na deser (ktoremu zrobilam zdjecie telefonem), ale tez wszystkiemu innemu co bedzie mialo trafic do mojego zoladka.
Ulica na ktorej znajduje sie restauracja byla niesamowita. Cudowna cisza i spokoj, zupelnie jakby byla to mala wioska, a nie Nowy Jork.
I tylko z ktoregos okna docierala do mnie muzyka grana na saksofonie…
Vinegar Hill House.
Bylam tam zaraz po otwarciu, wiec bylam jedna z pierwszych osob. To zdjecie udalo mi sie zrobic, zanim kelnerka poinformowala mnie, ze nie moge fotografowac w restauracji;).
Pospacerowalam tez po okolicy…
…i jeszcze bardziej poczulam wiejski klimat tej okolicy.
Spodobaly mi sie tutaj szare, metaliczne barwy, w ktore dopasowaly sie nawet golebie.
Dzisiaj juz nikt by tego nie napisal…