Menu
Podróże

Weekend w Wilnie.

Relacja z czerwcowej podróży w zasadzie dobiegła końca. Berlin zdecydowałam się pominąć, bo mam tylko trochę zdjęć z iPhona i raczej niewiele do napisania, więc może dodam je w formie albumu na Facebooku. Chcę jeszcze wrócić na chwilę do krajów bałtyckich i dodać posta z garścią praktycznych informacji, ale skończeniem wpisu będę mogła zająć się dopiero po piątku.
A teraz, żeby nie robić za długiej przerwy na blogu, wrzucam posta z Wilna.
Wyjazd był bardzo spontaniczny. W piątek, po pierwszym tygodniu w Warszawie, spotkałam się z Eweliną i Pawłem, którzy jak się okazało, wybierali się na weekend na Litwę i Łotwę. Zdzwoniliśmy się w sobotę rano, po tym jak akurat wyjechali z domu, więc miałam 20 min na zebranie się i spakowanie, a dodatkowo wciągnęłam w wyjazd Bzu. Idealnie się złożyło, bo w czerwcu musiałam zrezygnować z odwiedznia Litwy na korzyść Portugalii, a tu kolejna okazja przyszła znacznie szybciej niż się spodziewałam.

W Wilnie mam całkiem sporą grupę znajomych, którzy w zeszłym roku byli studentami na wymianie w Birmingham. Wtedy dowiedziałam się, że Polacy nie są szczególnie lubiani w tamtych stronach. Co prawda wcześniej obiło mi się to o uszy, bo wspólna historia wiele tłumaczy, ale jeszcze do niedawna nie zdawałam sobie sprawy, że na Litwie krąży na temat Polaków cała masa dowcipów. Litwinom nie podoba się, że wciąż są ludzie uznający Wilno za polskie miasto. W związku z tym nie chcą się uczyć języka litweskiego, trzymają się w zamkniętych grupach, a w sklepach, urzędzach oczekują, że będą zrozumieni mówiąc po polsku. Sprawa jest z pewnością delikatna i rozumiem niezadowolenie drugiej strony. Nie jestem natomiast przekonana, czy Adam Mickiewicz był Litwinem… a tego na pewno dowiecie się odwiedzając Wilno;).

 Road trip!

Po opuszczeniu Warszawy zrobiliśmy krótki przystanek w Augustowie i poczuliśmy zapach i klimat typowych wczasów nad polskim jeziorem.

Wymiana pieniędzy blisko granicy i kantor, a nim zarządzał jeden z bohaterów trylogii Sienkiewicza, jak to zgodnie stwierdziliśmy z Pawłem.

Ewelina z Pawłem pojechali dalej, a my zostałyśmy na dwa dni w Wilnie. Pierwszy wieczór skończył się na wspólnym wyjściu, ale z nocnymi zdjęciami iPhone nie radzi sobie najlepiej, więc przejdziemy do niedzieli.

Większość czasu spędziłyśmy z moimi dwiema kumpelami; Eleną i Ievą, a na zdjęciu jeszcze Bzu.

Stare miasto w Wilnie jest dużo większe niż sobie wyobrażałam, a poza tym ładne i czyste.

Z domu wyszłyśmy dość późno i bez śniadania. Po 14 byłyśmy już z Bzu bliskie omdlenia, ale w końcu trafiłyśmy do miejsca idealnego, Coco Restobar.

Ieva.

Jedzenie było smaczne, potrawy w menu przede wszystkim międzynarodowe, chociaż Ieva zamówiła zapiekane litweskie pierożki. W mojej opinii wygrało tagliatelle z sosem curry, zamówione przez Elenę.

Nie imprezowałyśmy poprzedniej nocy, wyspałyśmy się, ale z jakiegoś powodu to była bardzo leniwa niedziela.

Miejsce szybko stało się moim ulubionym w Wilnie. Zabudowane loże w ogrodzie restauracji, siedzenia na których można rozłożyć się jak na łóżku, dobre drinki, bardzo przyzwoite jedzenie, niewysokie ceny, WiFi i jeszcze gniazdka elektryczne. Miałyśmy wszystko, czego było nam trzeba i wcale nie chciało nam się gdziekolwiek ruszać.

Z Coco ruszyłyśmy w stronę mieszkania Ievy, zatrzymując się po drodze na placu zabaw dla dorosłych, czyli siłowni na świeżym powietrzu.

Blok Ievy.
Zauważyłyśmy z Bzu, że balkony w tamtejszych blokach są wyjątkowo duże. Ponadto Elena w 3-pokojowym mieszkaniu miała trzy i twierdziła, że to raczej normalne.


Później dołączyła do nas Aurelija, kolejna z naszej erasmusowej ekipy.

Dziewczyny zabrały nas na kawę i deser. Ja tego dnia nie miałam szczęścia do porcji dań. Najpierw rozczarowała mnie trochę porcja śniadania/obiadu, a później tiramisu okazało się zasmucająco małe i nieszczególne w smaku.

Ieva zabrała z domu butelkę “szampana” i poszłyśmy nad rzekę.

Trafiłyśmy na piękną pogodę, Wilno latem jak najbardziej da się lubić.

Kolejny wieczór spędziłyśmy u kolegi. W poniedziałkowe popołudnie mieli dołączyć do nas Ewelina i Paweł wracający z Łotwy, ale miałyśmy trochę czasu, żeby zjeść śniadanie i po raz kolejny pospacerować po starym mieście.

Zamówiłyśmy kibiny z kruchego ciasta z nadzieniem serowo-grzybowym i dwa na słodko: rabarowe oraz ze słodkim twarożkiem. Były pyszne!

Spotkaliśmy się z Eweliną i Pawłem i wybraliśmy się na wspólny spacer po mieście.
W tym miejscu mieszkał Adam Mickiewicz, zanim został zesłany w głąb Rosji.

A w tej kamienicy- Ignacy Krasicki.

Uniwersytet Wileński.

Jedna z najpopularniejszych atrakcji turystycznych wśród polskich turystów, Ostra Brama, a wewnątrz obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej.

Przed wyruszeniem w drogę powrotną zjedliśmy obiad, z którego jedyne co zasługowało na uwagę, to smażony litewski chleb z sosem czosnkowym, popularna litewska przekąska. Dziewczyny przygotowały ją na moje 24 urodziny.

W drodze do domu zatrzymaliśmy się w okolicach Doliny Rospudy.

I na koniec fota z Eweliną. Dzięki za wyjazd, Generale!