Zachodnie Wybrzeże USA road trip
Relację na blogu z road tripu po zachodnim wybrzeżu rozpocznę inaczej niż zawsze, bo od podsumowania podróży. Podzielę się garścią przydatnych wskazówek związanych z wypożyczeniem auta, podróżowaniem autem po Stanach, przedstawię zarys naszej trasy oraz główne przystanki. Kto będzie zainteresowany większą ilością zdjęć i szczegółami z każdego etapu, poświęce im kilka postów, a w przyszłym tygodniu opublikuję też filmik.
Trasa była całkiem poważna jak na dwa i pół tygodnia, które mieliśmy do wykorzystania. Generalnie byłam dość otwarta co do kierunku podróży, wiele zależało od tego, na jakie tanie bilety lotnicze akurat trafimy, ale Zachodnie Wybrzeże USA było jednym z głównych pomysłów na nasz road trip.
Na kilka tygodni przed planowym terminem wyjazdu przeczytałam o promocji lotów na zachodnie wybrzeże, potem o drugiej i metodą kombinacji utkałam na KAYAK trasę, która była blisko ideału, a przy okazji w nieprzeciętnie niskiej cenie (430€ /os). Sierpień jest z reguły najdroższym miesiącem do podróżowania ze względu na czas urlopów. Do tego dochodziło dopasowanie wylotów i powrotów – skoro road trip, to loty typu “open jaw” miały największy sens (przylot do Seattle, a wylot z LA). I chociaż z Europy wylatywaliśmy ze Sztokholmu, co nie było nam wyjątkowo po drodze, to możliwość powrotu do Wiednia była już zbawieniem. Ogólnie rzecz biorąc, znalezienie takiego połączenia na miesiąc przed podróżą to naprawdę był cud. Nie mieliśmy dużej dowolności w terminach, zarówno w przypadku biletu lotniczego jak i Benjamina pracy magisterskiej. Nie mógł pozwolić sobie na dłuższe wakacje niż 2.5 tygodnia i dlatego też zostaliśmy przy tej opcji.
Wynajem auta w USA – na co zwrócić uwagę
Kiedy już znaliśmy termin i mieliśmy bilety, przyszedł czas planowania road tripu i kwestii wynajmu auta. Tutaj znowu towarzyszył nam KAYAK, za pomocą narzędzia do wyszukiwania aut, porównywaliśmy oferowane przez liczne agencje opcje wynajmu. Do najważniejszych kryteriów przy wyborze auta zaliczały się:
- nieograniczona ilość kilometrów
- paliwo w opcji “full to full”
- całkowite ubezpieczenie, bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów
- sprawdzona firma
- brak opłaty “one way”, ze względu na zwrot auta w innym miejscu
Jeżeli nie jesteście obeznani w temacie wynajmu aut, to od razu podpowiem, że opłata “one way” jest jedną z tych, na które trzeba uważać najbardziej. Głównie dlatego, że zazwyczaj nie ujawnia się przy cenie aż do ostatniej fazy płatność, dopisanej często drobną czcionką. Czego dotyczy? Wynajmu auta w jednym miejscu, a zwrotu w innym. Samochód nie zostaje w punkcie zwrotu na dobre, ktoś musi zawieźć wypożyczone auto z powrotem. I to właśnie kosztuje, najczęściej więcej niż możnaby się spodziewać (nawet do kilkuset USD). Jeżeli nie jesteście pewni czy dana wypożyczalnia dorzuca “one way fee”, to przed dokonaniem rezerwacji upewnijcie się mailowo lub telefonicznie.
Benjamin był dowódcą misji “wynajem auta”, prześledził różne firmy aż znalazł taką, która łączyła wszystko czego potrzebowaliśmy. Padło na Sunny Cars z siedzibą w Niemczech, wynajmującą auta m.in. przez popularne agencje National czy Alamo.
Wszystko było w najlepszym porządku, poza małym utrudnieniem, z którego zdaliśmy sobie sprawę dopiero w drodze. Jeżeli chcieliśmy wprowadzić jakieś zmiany do rezerwacji będąc już na miejscu, przez zmianę czasu mieliśmy bardzo ograniczone możliwości. Teoretycznie mogliśmy dokonywać zmian National, ale wiązało się to z większymi kosztami. Taki szczegół do wzięcia pod uwagę, jeżeli będziecie mieli podobne plany.
W podróży korzystaliśmy z dwóch aut, Jeepa Compass na trasie Seattle- San Francisco i Chevrolet Camaro w drugiej części podróży. Powody dla zmiany auta była dwa. Po pierwsze nie mogliśmy znaleźć wypożyczalni, która oferowałaby wypożyczenie samochodu w Seattle, a zwrot w LA bez opłaty “one way”. Akurat przez dwa dni w San Francisco, kiedy planowaliśmy zwiedzać wyłącznie miasto, auto było nam zbędne. Dobrze się więc złożyło, mogliśmy oddać je w SF, a potem wypożyczyć kolejne. Nie udało się to w San Francisco, ale w San Jose już tak. Próbując uniknąć opłaty “one way”, warto sprawdzić też wynajem/zwrot auta w innych punktach w okolicy. Przykładowo – zamiast skupiać się tylko na głównym porcie lotniczym, warto rozejrzeć się za innymi w okolicy. Wypożyczalnie w San Francisco nie oferowały aut bez dodatkowej opłaty, w związku z tym wynajęliśmy auto z lotniska w San Jose, gdzie bez problemu można dojechać pociągiem z SF.
Zachodnie Wybrzeże USA: Nocowanie w aucie “na dziko” w Stanach
Nie trzeba wypożyczać wielkiego campera, żeby zamieszkać w samochodzie. Przed podróżą planowaliśmy wstępnie, że prześpimy kilka nocy w aucie, ale nie było to twarde postanowienie, więc nawet wahałam się czy zabrać śpiwór. Jak dobrze, że spakowałam! W podróżowaniu wzdłuż wybrzeża, było to najtańsze, a z kilku względów też naprawdę wygodne rozwiązanie. Wstawaliśmy niedługo po wschodzie słońca, doprowadzaliśmy się do porządku i ruszaliśmy w drogę. Gdybyśmy spali w hotelu, to zapewne chcielibyśmy trochę z niego korzystać i zaczynalibyśmy dzień dużo później. Ominęłoby mnie wtedy niezwykłe poranne światło, które udało mi się uwiecznić na niektórych zdjęciach.
Największym problemem w spaniu na dziko było znalezienie miejsca do zaparkowania na noc. Po zmroku rozglądaliśmy się po okolicy w której akurat byliśmy, zastanawiając się, gdzie najlepiej przespać do rana, nie zwracając przy tym niczyjej uwagi. Zazwyczaj zajmowało nam to od 15min do godziny. Ponieważ spaliśmy gdzie popadnie, do wzięcia pod uwagę było kilka kwestii, na czele z policją. W Stanach są trochę na to wyczuleni, więc nie każde miejsce nada się na spanie, ale odrobina sprytu wystarczy, żeby sobie poradzić. Ewentualnie pod uwagę braliśmy jeszcze amerykańskiego hopla na punkcie broni i wyczulenie na naruszenie prywatności terenu. Nie chcieliśmy parkować więc bezpośrednio przed czyimś domem, żeby nie obudzić się z wycelowana na nas lufą, albo żeby ktoś ze strachu nie wezwał policji. Piszę pół żartem, pół serio, ale jednak warto mieć to na uwadze.
Miejsca nadające się do nocowania w aucie
- Noce w aucie spędzaliśmy w miastach/ miasteczkach, poza Lost Coast, gdzie spaliśmy przy drodze, nad oceanem. Te tereny są tak odosobnione, że policja w ogóle tam nie zagląda.
- Parkingi – jedną noc spędziliśmy przed pocztą, innym razem przed motelem, oraz na większym parkingu przy centrum handlowym. Ogólnie najlepiej wybierać takie, na których stoją inne pojedyncze auta.
- Dzielnice mieszkalne – kratkowe rozplanowanie, dużo przecznic, dom przy domu, nie ułatwiają zadania, ale czasem da się znaleźć jakiś odpowiedni fragment. Najlepiej wybierać też przeciętnie zamożne dzielnice (ani nie wyraźnie biedne, ani ekskluzywne) o szerokich ulicach. Ogrody z wysokimi żywopłotami są mile widziane.
- Szkoła – jedną noc spędziliśmy przy szkole. Jej teren graniczył z osiedlem domków, ale nie musieliśmy się martwić o parkowanie przed czyimś domem, za to po drugiej stronie ulicy.
Zachodnie Wybrzeże USA: Główne przystanki naszej trasy
SEATTLE
Pierwszy przystanek na naszej trasie, a po sześciu latach również moja druga wizyta w stolicy Waszyngtonu. Zazwyczaj deszczowe i mgliste, a latem soczyście zielone miasto, tym razem po tygodniach suszy przywitało nas kolorami południowej Kalifornii. Seattle jest jednym z najbardziej liberalnych, tolerancyjnych miast Stanów. Jest bardzo “gay friendly” stąd też niektóre dzielnice (przy okazji te najciekawsze) zamieszkane są głównie przez środowiska homoseksulane. Odbywająca się co roku latem parada równości jest tutaj również najbardziej zwariowaną, jaką kiedykolwiek widziałam. Mimo powszechnej otwartości, mówi się, że w Seattle ciężko nawiązać nowe znajomości, bo lokalizacja na północy przekłada się na introwertyzm mieszkańców. Nie doświadczyłam tego zupełnie, ale może da się to zauważyć mieszkając tutaj, bo na pewno nie wpadając z wizytą.
PORTLAND
Portland nie przyciąga szczególnie dużej liczby turystów, nie jest też ważnym ośrodkiem na mapie Stanów. Do tej pory dużo ludzi przenosiło się tutaj ze wschodniego wybrzeża, zachęceni niskimi kosztami życia w porównaniu do wielu innych lokalizacji. Z czasem Portland zyskało opinię mocno alternatywnego miasta. Stało się nawet tematem serialu Portlandia, pokazującego jego przerysowaną, hipsterską osobowość.
Osobiście od dawna chciałam odwiedzić Portland, głównie ze względu na to, że słynie ze świetnego jedzenia. Moje oczekiwania po części zostały zaspokojone, a z drugiej strony wyjechałam z dużym niedosytem, ale o tym więcej w poście poświęconym Portland.
Zajrzyj do posta z 10 interesującymi faktami na temat Portland
WYBRZEŻE OREGONU I PŁN. KALIFORNII
To zdecydowanie jedna z najpiękniejszych części naszej podróży. Tych kilkaset kilometrów wybrzeża zaskoczyło mnie małym zaludnieniem, a co za tym idzie również niewielkim ruchem na drodze pomimo wąskich, jak na amerykańskie standardy, dróg. Nie inaczej jest z plażami – wiecznie puste, choć tutejsze temperatury wody, zimne powietrze znad oceanu, częste mgły, z pewnością nie zachęcają do wylegiwania się na piasku.
Moje ulubione fragmenty tego odcinka, to ok 170km między (powiedzmy) Waldport a Bandon, OR. Przejechaliśmy tę trasę w jeden dzień i pod względem wrażeń oraz widoków był to chyba najbardziej wyjątkowy dzień w całej podróży. Drugim ulubionym fragmentem, już w stanie Kalifornia, było Lost Coast. Nie spodziewałam się, że tak odosobnione miejsce może istnieć na kalifornijskim wybrzeżu.
SAN FRANCISCO
Dla mnie bez wątpienia najbardziej wyjątkowe miasto zachodniego wybrzeża i razem z Nowym Jorkiem ulubione amerykańskie miasto. Nieważne na jak długo zaplanowałabym przystanek tutaj i tak byłby za krótki. Odwiedzenie San Francisco było okazją do spotkania się z moją host rodziną i pokazania Benjanimowi jak wyglądała moja codzienność 6- 7 lat temu. Bardzo cieszyłam się na pokazanie mu miasta, o którym tyle mu opowiadałam. Szwędanie się ulicami San Francisco przywołało mnóstwo wspomnień, nie obyło się też bez kilku świetnych posiłków. Po szarym i zimnym lecie nawet zdołaliśmy przywieźć ze sobą dobrą pogodę!
Sprawdź mój subiektywny przewodnik po San Francisco!
BIG SUR
Big Sur to jedna z najpiękniejszych części wybrzeża Kalifornii, pod względem zdominowania natury i brakiem terenów mieszkalnych przypomina trochę Lost Cost. Tyle że tutaj drogi są w bardzo dobrym stanie, a w punktach widokowych spotyka się innych turystów. Generalnie nie jest to najszybszy sposób na dostanie się do najbliższych miast, większość, albo przynajmniej połowa ruchu na drodze to przyjezdni. Trasa wiedzie częściowo krętymi drogami, serwując co chwilę niezwykłe widoki na góry, skały i ocean. Wiele fragmentów idealnie nadaje się do jazdy motorem lub sportowym autem, więc nasza zmiana auta okazała się w tym przypadku bardzo dobrym pomysłem.
PALM SPRINGS I JOSHUA TREE PARK
Długo zastanawialiśmy się czy pojechać do Las Vegas, ale ostatecznie uznaliśmy, że trasa pochłonie zbyt dużo czasu. Las Vegas warto zobaczyć raz w życiu, ja mam to już za sobą, Benjamin nie, ale myślę, że jeszcze nadaży się okazja. Zamiast tego wybraliśmy Palm Springs, głównie jako bazę wypadową dla Parku Narodowego Joshua Tree.
Samo Palm Springs ciekawiło mnie bardzo ze względu na modernistyczną architekturę, której pięknych przykładów w Coachella Valley nie brakuje. Z kolei Joshua Tree Park to dla mnie pierwsza wizyta w parku narodowym na pustyni. Temperatury potrafią odbierać trochę przyjemności, ale zobaczenie choćby jednego zachodu słońca w tym miejscu, warte jest każdej ilości potu. Park można zwiedzić w jeden dzień, chociaż po zobaczeniu lokalizacji przeznaczonych do campingu, zamarzyłam o powrocie i nocowaniu w namiocie na terenie parku.
LOS ANGELES
Ostatnie dni podróży zadedykowane były w dużej mierze Benjaminowi. Jako, że jest fanem motocrossu, wybraliśmy się zobaczyć w południowej Kalifornii kilka lubianych przez niego torów motocrossowych. Na Los Angeles zostawiliśmy sobie niewiele czasu, bo dwie noce, ale nie było za bardzo jak wycisnąć więcej. Jakoś nigdy nie udaje mi się porządnie zaplanować odwiedzin w LA. To była moja trzecia wizyta i po raz kolejny bardzo krótka. Choć Los Angeles cieszy się niezbyt dobrą opinią, spędziliśmy tutaj udaną końcówkę podróży, a miasto przypadłu Benjaminowi do gustu bardziej niż się spodziewałam.
KAYAK uruchomił niedawno ciekawą funkcję, dołączoną do wyszukiwarki hoteli– Heat Map. Pokazuje ona w miastach strefy tętniące życiem, skupiające zabytki, restauracje, sklepy, kluby, generalnie miejsca warte zobaczenia. Przydatna wydaje mi się szczególnie w tak rozległych miastach jak Los Angeles, gdzie poza centrum miasta jest wiele innych wartych uwagi dzielnic, ale jadąc tam po raz pierwszy nie do końca można zdawać sobie z tego sprawę.
Koszty wynajmu auta i paliwa
Koszt wynajmu auta na 15 dni wyniósł ok 700$.
Pokonaliśmy w sumie trasę ok 2900km, a całkowity koszt paliwa wyniósł niemalże równe 200$.
Zachodnie Wybrzeże USA – ile czasu poświęcić na podróż?
Tym razem nie miałam możliwości przeznaczenia większej ilości czasu na podróż, nie miałam też dużego wyboru jeżeli chodzi o dopasowanie lotów, ale podzielę się kilkoma uwagami. 18 dni, które mieliśmy do dyspozycji, to było takie minimum, które powinno się na tego typu trasę poświęcić. Miałam tę przewagę, że część punktów naszej trasy była mi już znana, więc dodatkowy czas tym bardziej przyda się tym, którzy odwiedzają zachodnie wybrzeże po raz pierwszy. Jeśli więc planujecie podobną trasę i zastanawiacie się ile poświęcić na nią czasu, to moim zdaniem miesiąc byłby w sam raz. Jeżeli macie możliwość i chęci, spędzając dwa razy więcej czasu też nie będziecie się nudzić. Minusem jest jednak oczywiście to, że Stany nie są tanie, a wraz w przedłużeniem podróży, rosną też wyraźnie jej koszty.
Zarówno Waszyngton, Oregon jak i Kalifornia mają wiele do zaoferowania również z dala od wybrzeża. Mając dodatkowy czas, warto zaplanować trasę tak, żeby zobaczyć też atrakcje w głębi lądu, albo dni przeznaczone na zwiedzanie miast podzielić na zwiedzanie również ich okolic.
Zachodnie Wybrzeże USA
Nasza trasa na mapie
18 dni i prawie 3000 km
Jeżeli macie jakieś pytania co do tematów, które się tutaj przewinęły – piszcie śmiało! Ponadto zapraszam Was na kolejne wpisy z poszczególnych odcinków.