Nowoczosny dworzec w Kioto jest drugim największym dworcem w kraju i jednym z największych budynków w Japonii.
Pierwszy dzień w Kioto poświęciłyśmy na zwiedzenie starego miasta.
Napojem na który najczęściej trafiałyśmy w Japonii była herbata z prażonego ryżu. Miałam wrażenie, że woda z garnka po przypalonym ryżu smakowałaby podobnie. Raz zobaczyłam w automacie herbatę, która wyglądała jak pyszna zielona o smaku ryżu, ktorą piłam w Bangkoku, więc ucieszyłam się, że znowu jej spróbuję. Niestety po raz kolejny okazała się tą drugą. Słodkie napoje bywały miłą odmianą, zwłaszcza pyszna woda brzoskwiniowa ze zdjęcia wyżej. W ogóle zaletą japońskich napojów było to, że były mniej słodkie niż europejskie i oczywiście amerykańskie.
Konnichiwa lovers!
Ciacha wyglądały bardzo apetycznie, zwłaszcza te z zieloną herbatą, ale przeszłyśmy obok bez spróbowania, a teraz żałuję;).
Rodzina pracuje nad wyglądem ołtarzyka.
Stare miasto kryło uliczki z pięknymi starymi japońskimi domami.
Na jednym z ołtarzyków zobaczyłyśmy dwie butelki soku, jabłko, ziemniaki, a po chwili z domu obok wyjrzał serdeczny starszy pan.
Kasia oczarowała pana swoim biegłym japońskim, jak widać język gestów był zbędny.
Świetna mina i poza do zdjęcia, heh.
Odwiedziłyśmy pobliskie świątynie.
Kioto nocą.
Wieczorem na dworcu odbywał się koncert muzyki klasycznej, ale kiedy wjechałyśmy na górę zobaczyć scenę, akurat się zakończył.
Wjazd na samą górę wiązał się z pokonaniem chyba z 7 osobnych schodów ruchomych pod rząd. Dopiero tam dało się poczuć jak ogromny był ten dworzec.
Wczoraj wystawiłam na Allegro książki na temat fotografii, gotowania, przewodniki alternatywne, wszystkie przywiezione ze Stanów. Aukcja potrwa jeszcze 4 dni.