Porto i Lizbona, dwa najpopularniejsze portugalskie miasta, często porównywane. I w tym zestawieniu dla wielu na pierwszym miejscu staje właśnie Porto. Ostatnimi czasy turystów przyciagają liczne połączenia tanich linii, ponadto przybywa tutaj dużo studentów na wymianę z Erasmusa. A mimo wszystko Porto nie jest chyba jednak znane na taką skalę, jaką powinno. Zachwyca przede wszystkim położeniem, wzgórza starego miasta zwrócone ku rzece Duoro, charakterystyczny most Dom Luis i magiczne uliczki starego miasta.
Poprzednim razem miałam dla tego miejsca trochę więcej czasu, pogoda też nie była tak kapryśna, ale na szczęście niedziela okazała się doskonała na długi spacer. Zdjęcia opowiedzą resztę.
Pierwsza kawa, pierwsze pastel de nata i inne portugalskie wypieki.
Jeżeli w mieście, które odwiedzam jest niezwykłe stare miasto, plan jest zawsze ten sam – zagubić się w jego uliczkach.
Wywieszanie niedzielnego prania.
Kolorowe pranie było na dobrą sprawę ozdobą domów.
Po kilku godzinach chodzenia mieliśmy skończyć w restauracji z rybami/ owocami morza, ale na miejscu okazało się, że trafiliśmy na przerwę między lunchem a kolacją. Benjamin nie miał motywacji do dalszych spacerów, poziom cukru we krwi też miałam już niski i w końcu cofnęliśmy się kilka minut do miejsca, w którym 6lat temu jadłam pierwszy raz francesinhę.
Francesinha, ciężkie, mięsne danie, typowe dla Porto. Składa się z dwóch tostów przekładanych, stekiem, portugalską kiełbasą i szynką. Na wierzchu obłożone serem i polane pomidorowo-piwnym sosem.
To nie jest danie, którym mogłabym się zachwycić, Benjamin podobnie, ale myślę, że zarówno w Polsce jak i w Austrii zostałoby przyjęte z otwartymi ramionami i sprawdziłoby się dobrze zwłaszcza w chłodnych miesiącach.
W pierwszy dzień mieliśmy szczęście do pogody, w drugi już niekoniecznie. Wybraliśmy się na pobliski Mercado do Bolhão chociaż nie był to dzień targowy i część stoisk była zamknięta. Wizyta w takich miejscach zawsze rozbudza we mnie chęć posiadania kuchni w drodze. Mam ochotę obłożyć się siatami z zakupami i biec do domu gotować.
Jednym z najlepszych zakupów jaki można tam dokonać są oliwki. Przed wyborem nie ma problemu ze spróbowaniem wszystkich, a ceny są przyjemnie niskie. Najpierw kupiliśmy 0.5kg, później wróciliśmy jeszcze po 0.5kg. Za wszystko zapłaciliśmy ponad 4€.
Targ jest miejscem, gdzie mieszkańcy robią zakupy spożywcze, ale w takim samym stopniu jest atrakcją turystyczną. Jest tam kilka barów, gdzie za niewielkie pieniądze można spróbować portugalskiej kuchni. My z kolei usiedliśmy przed sklepem z winami, gdzie wystawionych jest kilka stoików i poza kieliszkiem wina można zamówić tapas/petiscos.
W jednym z postów postaram się podzielić kilkoma zapisanymi lub sprawdzonymi adresami z Porto.