Wśród odwiedzających kraje bałtyckie z reguły Tallin cieszy się lepszą opinią od Rygi, jest chyba bardziej przyjazny turystom, uporządkowany. A mnie bardziej spodobała się stolica Łotwy. Znowu czułam się trochę jak w jednym z polskich miast, od pierwszej chwili skojarzyło mi się ze Szczecinem, choć nie wiem do końca dlaczego. Ryga zdobyła przewagę czymś, co zawsze mnie ujmuje- lokalnym targiem. Nie był on może fascynujący pod względem produktów, bo większość przypominała te, które znalazłabym na rynku w Zielonej Górze, ale Riga Central Market jest największym bazarem w Europie, z trzema tysiącami stoisk. Mieszczą się one w ogromnych pawilonach, w których kiedyś przechowywane były niemieckie zeppeliny.
Na ulicach gdzieniegdzie w oczy rzucał się kicz, ale z drugiej strony nie było go więcej niż u nas. W zasadzie to mogę powiedzieć, że jeszcze nie byłam w krajach tak podobnych do Polski jak Estonia i Łotwa.
Ryga przywitała mnie burzą, a zaraz potem podwójną tęczą.
Laima to najpopularniejsza łotewska czekoladowa marka. Miescami dziury w chodnikach przypominały nasze.
Wiązanki pogrzebowe i oldschoolowe garnki na zewnątrz Riga Central Market.
Lubicie szynkę ze szczęśliwego misia? Rozbraja mnie za każdym razem.
Łotwa to kraj śmietany i twarogu. Przy każdym stoisku z nabiałem stały wiadra śmietany i pojemniki z twarogiem, tanie i pyszne.
Wszelkie kotlety ozdobione pomidorem i pietruszką są moimi faworytami
Ciekawe jest też to, że w tych sklepach zawsze brakuje miejsca wewnątrz i trzeba wystawiać przedmioty na zewnątrz, aż w końcu sklep zagrania całą ulicę.
Piękne kwiaty… ojej sztuczne.
Załapałam się koncert filharmonii na świeżym powietrzu, grała grupa nastolatków, ale byli świetni.
Podobnie jak w Tallinie, stare miasto w Rydze jest bardzo ładne.
Pierwsze zwiedzanie supermarketu w nowo odwiedzanym kraju jest dla mnie zawsze interesujące. Spaceruję, przeglądam produkty na półkach, ceny i szukam upodobań typowych dla danego miejsca. No i właśnie w ten sposób zauważyłam, że Estonia i Łotwa kochają majonez. W różnych smakach, pakowany od słoików, przez butelki, po saszetki. Trzy półki z powyższego zdjęcia zastawione są majonezem.
Jedną kolację pominęłam, drugą utrzymałam w lokalnym klimacie. Kupiłam najsmaczniejsze na świecie pomidory malinowe, pokroiłam cebulę i dodałam śmietanę, tą łotewską, z wiaderka na targu. Strasznie dawno nie jadłam tej kombinacji, wyszło super. Do tego miałam ogórki małosolne i mniej tradycyjne ceviche z łososia.